Co nowego

Amerykanie ćwiczą pod okiem Polaków

Instrukcja opuszczenia wnętrza śmigłowca, na pierwszym planie podporucznik Łukasz Trzaska, słucha go major Antony Vargas. Fot. Zygmunt Gołąb

Instrukcja opuszczenia wnętrza śmigłowca, na pierwszym planie podporucznik Łukasz Trzaska, słucha go major Antony Vargas. Fot. Zygmunt Gołąb

Wyobraź sobie, że helikopter, którym lecisz, ulega awarii i spada do morza. Jest noc, sztorm, pada deszcz, wokół wysokie fale, a ty musisz jak najszybciej opuścić wnętrze tonącej maszyny, by bezpiecznie dotrzeć do czekającej nieopodal łodzi. Koszmar? Tak, dlatego lepiej najpierw przeżyć go w warunkach kontrolowanych, by w przypadku prawdziwej katastrofy mieć szanse na przeżycie.


Przypomnijmy: w listopadzie - po raz pierwszy w historii Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska PolskiegoAmerykanie ćwiczyli pod okiem polskich instruktorów. To stacjonujący w Powidzu amerykańscy lotnicy z 1 Brygady Lotnictwa Bojowego „Iron Eagles”, którzy w Polsce przebywają od połowy września. Pododdział wspomaga amerykańskie wojska pancerne na wschodniej flance NATO. Wiosną br. zwrócili się do Dowództwa Generalnego RSZ z pytaniem o możliwość przeszkolenia swoich pilotów. Skierowano ich właśnie do gdyńskiego ośrodka, dysponującego zaawansowanym technologicznie sprzętem, przede wszystkim modułowym symulatorem zanurzania METS

Tylko u nas zobaczcie, jak Amerykanie ćwiczyli pod okiem Polaków! 

Tym razem i redakcja portalu gdynia.pl towarzyszyła amerykańskim lotnikom w gdyńskim ośrodku. W piątek, 25 listopada kolejna grupa Amerykanów ćwiczyła tu bowiem pod okiem polskich instruktorów. Było głośno, mokro i przerażająco – bo widok obracającego się do góry nogami we wzburzonej wodzie, pełnego ludzi trenażera robi niesamowite wrażenie - ale wszystko to odbyło się w bezpiecznych warunkach kontrolowanych. 

Nurkowie pod wodą. Fot. Piotr Miszczyk

Fot. dzięki uprzejmości podporucznika Łukasza Trzaski

- Pierwsze ćwiczenia wykonywane są dla oswojenia się z wodą, więc nie robimy wtedy obrotu i  zanurzamy kabinę do połowy, żeby piloci zobaczyli, jak to jest – opowiada podporucznik Łukasz Trzaska, młodszy oficer nurek w Ośrodek Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego w Gdyni, który osobiście brał udział w ćwiczeniach. – Trzeba potem otworzyć drzwi, znaleźć odpowiednią klamkę, przybrać odpowiednią pozycję, a wszystko to wymaga skupienia i dokładności, bo każdy malutki błąd, popełniony już na początku, przekłada się na bardzo duży błąd w wodzie i bardzo duży problem podczas ewakuacji – podkreśla wojskowy. 

Każde kolejne zanurzenie coraz trudniejsze 

Scenariusz zakłada realizację ewakuacji, ze stopniowaniem poziomu trudności, od najłatwiejszego do najtrudniejszego. Każde kolejne zejście pod wodę to coraz większe wyzwanie dla uwięzionej we wnętrzu – wg scenariusza ćwiczeń – załogi. 

Trenażer, fot. Zygmunt Gołąb

fot. Zygmunt Gołab 

- Następnym krokiem jest zrobienie całej ewakuacji od początku, następnie kombinacje, np. przesiadanie się z jednego miejsca na drugie, lotnicy wsiadają jednymi drzwiami, zaczynają z przodu, wysiadają z tyłu – tłumaczy podporucznik Łukasz Trzaska. 

Ewakuacja z trenażera. Fot. Zygmunt Gołab

fot. Zygmunt Gołab

Łatwo nie jest 

Opis jednego z najtrudniejszych zadań, które muszą wykonać amerykańscy lotnicy, jeży włos na głowie. 

- Zanurzamy się, lotnicy wkładają automaty oddechowe do ust i zaczynają oddychać, w tym momencie puszczają fotel, a my ich przekręcamy w wodzie po kilka razy tak, żeby stracili orientację i  nie wiedzieli, gdzie są. Ich jedyne zadanie w takim momencie, to po prostu ewakuacja. Jakim sposobem, jaka metodą -  to już zależy od nich – wyjaśnia podporucznik Trzaska. 

Amerykańscy lotnicy. Fot. Zygmunt Gołab

fot. Zygmunt Gołab

Najważniejsze – nie ulegać panice 

W przypadku tak ekstremalnego scenariusza ćwiczeń naturalną rzeczą jest pojawiająca się czasami  panika, strach. Mogą pojawić się sytuacje związane np. z oddychaniem nosem pod wodą, czy zalaniem zatok. Jednak w przypadku prawdziwej katastrofy, opanowanie emocji i wypracowanie odpowiednich procedur już podczas ćwiczeń, ratuje życie w przypadku prawdziwego zagrożenia. 

Trening w ośrodku. fot. Zygmunt Gołab

fot. Zygmunt Gołab 

Jak wyjaśnia Łukasz Trzaska, podczas tego rodzaju ćwiczeń wykorzystuje się różne trenażery. To, do czego Amerykanie przyzwyczaili się u siebie, czyli symulator Black Hawk’a, różni się od symulatora przypominającego kabinę śmigłowca W-3RM Anakonda, na jakim pracuje się w gdyńskim ośrodku. Te różnice, dotyczące konstrukcji czy elementów kabin, wychodzą – jak mówi wojskowy nurek – w tzw. praniu, co pozwala opracować optymalne rozwiązania, wykorzystywane na kursie. 

Opuszczanie trenażera, fot. Zygmunt Gołab
Fot. Zygmunt Gołab

Symulowany sztorm i hałas, ale prawdziwy  stres 

Gdyński ośrodek, dysponujący basenem o głębokości 10 metrów, ma techniczne możliwości odtworzenia warunków sztormowych w porze nocnej, z falami sięgającymi nawet 1,5 metra wysokości. Dodając do tego realistyczny dźwięk przelatujących śmigłowców, przepływającego w pobliżu okrętu i oślepiające błyskawice, mamy wyjątkowo stresującą sytuację, odtworzoną w warunkach  kontrolowanych. 

- Ostatni scenariusz ćwiczeń zakłada rozbicie się śmigłowca, gdzieś na morzu w czasie sztormu, w nocy. Zadaniem kursantów jest wydostanie się ze śmigłowca, dopłynięcie do łódek ratunkowych, wejście na te łódki, dopłynięcie do szort trapu, czyli drabinki, wspięcie się na nią do góry, ponowny skok do wody z wysokości kilku metrów, dopłynięcie do tratwy ratunkowej i taka jej obsługa, by samemu się nie podtopić, lecz wejść do środka. Na tym kończy się ćwiczenie – podsumowuje podporucznik Łukasz Trzaska, który podczas kursu doskonalącego z zakresy samoratowania i przetrwania na wodzie dla załóg latających był wykładowcą i schodził pod wodę wraz z kursantami.

Amerykanie zachwyceni kursem i polskimi instruktorami 

Major Antony Vargas z dywizji Combat Aviation Brigade, którego można zobaczyć na filmie i zdjęciach, był jednym z uczestników kursu. Pomimo zmęczenia wyczerpującymi ćwiczeniami, podzielił się z nami wrażeniami. 

- Jesteśmy dzisiaj tutaj, by przetrenować zanurzenie i wydostanie się z tonącego helikoptera, to tzw. dunker training, czyli Helicopter Underwater Egress Training – wyjaśnia Vargas. - Bardzo się cieszymy i jesteśmy szczęśliwi, że możemy dzisiaj tutaj być z naszymi polskimi partnerami i uczestniczyć w tym szkoleniu razem. To jest wspaniała i nowoczesna placówka do treningu, świetny sprzęt oraz bardzo profesjonalna kadra ucząca – podkreśla Amerykanin, zmęczony, ale zadowolony, że wraz z kolegą z dywizji poradzili sobie ze wszystkimi  opisanymi w scenariuszu opresjami.  

Ośrodek szkoli nurków i załogi 

Ośrodek Szkolenia Nurków i Płetwonurków Wojska Polskiego w Gdyni to ultranowoczesna placówka, dysponująca nie tylko świetnie wyszkoloną kadrą instruktorów i profesjonalnym sprzętem, ale oferująca szereg szkoleń przydatnych dla wszystkich, pracujących na morzu.

Trening w ośrodku. Fot. Zygmunt Gołąb

fot. Zygmunt Gołab 

- Szkolimy personel latający w sytuacji wodowania kabiny śmigłowca, technikach linowych, technikach przetrwania na wodzie i ratowania – wylicza kmdr ppor. Michał Drabarczyk, rzecznik prasowy Ośrodka

Dodaje, że ośrodek szkoli też załogi okrętów podwodnych w technikach opuszczania zatopionego okrętu podwodnego oraz nurków w specjalnościach minera, nurka inżynierii, jak również nurka ratownictwa.

Galeria zdjęć

ikona Pobierz galerię
  • ikonaOpublikowano: 29.11.2022 13:00
  • ikona

    Autor: Zygmunt Gołąb (z.golab@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 29.11.2022 17:02
  • ikonaZmodyfikował: Redakcja portalu Gdynia.pl
ikona

Zobacz także

Najnowsze