Co nowego

W pracy towarzyszy im odwaga. Lekarze z sercem na dłoni

Lekarze na sali operacyjnej // fot. materiały prasowe UCK

Lekarze na sali operacyjnej // fot. materiały prasowe UCK

Teleporady czy konsultacje medyczne online to nasza nowa codzienność. Zarówno dla pacjentów, jak i lekarzy to niełatwy czas. Jednak w dobie pandemii medycy mierzą się również z o wiele poważniejszymi zadaniami. Zespół kardiochirurgów i anestezjologów z Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku przeprowadził ostatnio przeszczep płuc u pacjentki, która przebyła zakażenie wirusem SARS-CoV-2. Lekarze zajmujący się chorą opowiedzieli nam o operacji oraz o swojej codziennej pracy.


Pacjent jest dla nich najważniejszy, a o ludzkie życie walczą do końca. Medycy w dobie pandemii mają ręce pełne roboty. Są na pierwszej linii frontu i stają przed wieloma wyzwaniami. Jak sami mówią, obecny okres nie należy do łatwych. Aby sprostać obowiązkom i wymaganiom, musieli zupełnie inaczej zorganizować swoją pracę.

– Praca w dobie pandemii to dla nas nowe wyzwanie, które zmusiło nas do przeorganizowania pracy. Wszystko było przygotowane – terminy zabiegów czy konsultacji. I nagle musieliśmy znaleźć czas dla nowej grupy pacjentów. Osoby przechodzące Covid-19 to pacjenci, którzy wymagają gwałtownych działań. A my zabezpieczamy i dbamy o ich dobro. Medycyna stała się teraz wielką sztuką. Sytuacja gwałtownie przyspiesza i nie wiemy, jaki dystans mamy jeszcze do pokonania. Działamy teraz bardzo intuicyjnie. Ponadto zmagamy się z ciągłym ryzykiem. Jesteśmy narażeni na zakażenie i możemy być nosicielami wirusa i go nieświadomie przenosić – mówi dr n. med. Marcin Maruszewski, kardiochirurg, członek zespołu Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.

Ostatnie miesiące to niełatwy czas również dla pacjentów. Medycy starają się jednak zapewnić im godną i odpowiednią opiekę.
 
– Obecny czas to też wyzwanie dla pacjentów. Normą stały się teleporady. Wcześniej większość osób korzystała z telefonu, żeby zarejestrować się na wizytę, nie był on główną formą kontaktu z lekarzem. Pacjenci byli przyzwyczajeni do bezpośredniego kontaktu. My teraz wychodzimy naprzeciw potrzebom pacjentów na tyle, na ile to możliwe, ale dla części z nich to nie to samo. Część nie daje też sobie rady z taką formą kontaktu. A w naszej pracy też część rzeczy da się zrobić zdalnie, ale nie wszystko. Na przykład operacji nie możemy przeprowadzić zdalnie – tłumaczy Maruszewski.
 
Troska o zdrowie i życie pacjenta to lekarska codzienność – nie tylko w dobie pandemii. Poczucie to towarzyszy im cały czas. Podobnie jak odwaga. Lekarze codziennie mierzą się ze stresem i trudnymi decyzjami.
 
– W pracy ciągle towarzyszy nam odwaga. To zawsze podjęcie trudnej decyzji, ale jednocześnie pogodzenie się z zagrożeniem, bo naszym celem jest ratowanie ludzkiego życia. Naszą powinnością jest pomoc. Każdy zaczyna operację z wiarą w powodzenie. To poczucie pozwala nam działać i zwycięża strach. A kardiochirurgia szczególnie uczy pokory. Wykonujemy pracę rzemieślniczą, ale z dużą dozą humanitaryzmu. Jeśli ktoś troszczy się o pacjenta, to zawsze są emocje. Zawsze odczuwamy emocje, ale musimy nad nimi panować. Stale powierzane jest nam ludzkie życie. I to powierzane jest z nadzieją. Troska o życie pacjenta - szczególnie w kardiochirurgii, gdzie operacje zawsze obarczone są ryzykiem i bezpośrednim zagrożeniem życia – to duże obciążenie. Oczywiście panujemy nad stresem podczas operacji. Jest on wyciszony, ale kryje się gdzieś w głębi. Gdybyśmy mieli porównywać skalę emocji, to owszem cieszymy się z sukcesów, ale zawsze bardziej przeżywamy porażki – podkreśla dr Marcin Maruszewski.

Aktualnie kardiochirurdzy i anestezjolodzy z Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego mogą zdecydowanie cieszyć się z sukcesu. W ostatnich dniach przyciągnęli oni uwagę wszystkich. Wykonali przeszczep u 50-letniej pacjentki, której płuca zostały nieodwracalnie uszkodzone wskutek Covid-19. W składzie zespołu, który zajmował się chorą, znalazł się nasz rozmówca – dr n. med. Marcin Maruszewski. Jednak na sukces pracował cały sztab lekarzy z różnych stron kraju.

dr n. med. Wojciech Karolak, dr hab. n. med. Jacek Wojarski, dr n. med. Marcin Maruszewski z zespołu Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego oraz prof. dr hab. n. med. Sławomir Żegleń z Kliniki Alergologii i Pneumonologii UCK // fot. Sylwia Mierzewska/UCK
dr n. med. Wojciech Karolak, dr hab. n. med. Jacek Wojarski, dr n. med. Marcin Maruszewski z zespołu Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego oraz prof. dr hab. n. med. Sławomir Żegleń z Kliniki Alergologii i Pneumonologii UCK // fot. Sylwia Mierzewska/UCK
Zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 zdiagnozowano u 50-latki pod koniec października. Nie miała żadnych chorób współistniejących. W szpitalu w Staszowie (woj. świętokrzyskie) pacjentkę poddano intensywnemu leczeniu, podano jej m.in. osocze ozdrowieńców. Jednak stan kobiety cały czas szybko się pogarszał. Wyniki tomografii wskazywały, że zmiany spowodowane Covid-19 obejmują coraz większe obszary płuc. Wtedy pacjentkę przyjęto na tamtejszy oddział anestezjologii i intensywnej terapii, jednakże samo zastosowanie respiratora okazało się niewystarczające i wówczas świętokrzyska placówka zwróciła się o pomoc do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Ponieważ stan chorej pogarszał się, przed transportem do Trójmiasta zdecydowano o zastosowaniu pozaustrojowego wspomagania oddychania ECMO. Zabieg jego wszczepienia wykonał dr Dominik Drobiński z Centrum Terapii Pozaustrojowych Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie. Urządzenie to umożliwiło kobiecie przeżycie, ponieważ wspomagało funkcję płuc poprzez wprowadzanie do krążenia płucnego krwi natlenianej pozaustrojowo.

Kiedy stan chorej się ustabilizował, pacjentka pod opieką zespołu z CSKMSWiA została przewieziona karetką do Rzeszowa, a stamtąd przetransportowana śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. W Gdańsku trafiła do Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii, której ordynatorem jest prof. dr hab. n. med. Radosław Owczuk. Początkowo wszystko szło w dobrym kierunku. Niestety stan płuc kobiety był coraz gorszy i ponownie trzeba było podłączyć ją do respiratora. Lekarze zdecydowali o wszczepieniu ECMO, ale w konfiguracji żylno-tętniczej.

– Zazwyczaj ECMO wspomaga tylko płuca. Jednak nasza pacjentka była tak chora, że wymagała pozaustrojowego wspomagania nie tylko płucnego, ale i krążeniowego – tłumaczy dr. n. med. Wojciech Karolak z Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.

Po wszczepieniu ECMO opiekę nad pacjentką przejęła Klinika Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej, a jej stan się ustabilizował. Już następnego dnia znalazł się odpowiedni dla kobiety dawca i chora została przewieziona a na blok operacyjny, gdzie lekarze przeszczepili oba płuca.

– To było przede wszystkim wyzwanie logistyczne. Pacjentka musiała być ustabilizowana. To niesłychane, że tak szybko znalazł się odpowiedni dawca i że akurat wszystko pasowało, a dzięki temu udało się przeprowadzić przeszczep. Cała operacja trwała 14 godzin. Biorąc pod uwagę, że pacjentka chorowała od miesiąca, to płuca były dramatycznie zniszczone – dodaje Karolak.
 
Teraz pacjentka jest w bardzo dobrym stanie, rozpoczęła już rehabilitację. Jednak przed przystąpieniem do operacji zespół kardiochirurgów musiał znać status wirusowy pacjentki i mieć pewność, że kobieta nie jest zakażona wirusem SARS-CoV-2, inaczej zakażeniu mogłyby ulec nowe płuca.

Był to trzeci w Polsce przeszczep płuc u osoby, której płuca zostały nieodwracalnie uszkodzone wskutek Covid-19, natomiast pierwszy po zastosowaniu u pacjenta ECMO żylno-tętniczego.

Zespół Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego // fot. Sylwia Mierzewska/UCK
Zespół Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego // fot. Sylwia Mierzewska/UCK

Na koniec wróćmy jeszcze raz do wymagającej pracy lekarzy. To zawód, który wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Potwierdzają to kardiochirurdzy.

– Kardiochirurgia wymaga wielu poświęceń i ciągłej dyspozycyjności. To praca pod presją czasu, stresu i w porach, w których niekoniecznie byśmy chcieli. Nie możemy odłożyć pracy na inny czas. Są sytuacje, w których nie można czekać. Priorytetem zawsze jest pacjent. Zawód kardiochirurga to praca dla tych, którzy są skłonni do takich poświęceń kosztem czasu wolnego, życia osobistego, hobby czy zainteresowań. To multidyscyplinarna dziedzina dla osób, które nie chcą zamykać się w jednej specjalności, rozwija się szybko i wymaga ciągłego doskonalenia – mówi dr n. med. Marcin Maruszewski, kardiochirurg, członek zespołu Kliniki Kardiochirurgii i Chirurgii Naczyniowej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego.

ikona

Najnowsze