Co nowego

Co zasiejesz to zbierzesz - czyli jak zdobyć 100 tys. zł dla hospicjum

Bazarek na rzecz nieuleczalnie chorych dzieci z Hospicjum w Gdyni. Niesamowita inicjatywa, która miała być jednorazową akcją pomocy, a przerodziła się w działalność, która trwa już rok... i końca nie widać! Jej założycielka, gdynianka Judyta Bork, od zawsze czuła, że zrobi w życiu coś, o czym będzie głośno. Dziś opowiada o wielkiej przygodzie, jaką jest prowadzenie Bazarku, i o tym, jak każdy z nas może pomóc dzieciom z gdyńskiego hospicjum.

Gdynianki prowadzące Bazarek - Judyta Bork (z lewej) z koleżankami

Bazarek na rzecz nieuleczalnie chorych dzieci z Hospicjum w Gdyni to grupa, która od 4 grudnia 2015 roku na Facebooku zbiera pieniądze na rzecz hospicjum Bursztynowa Przystań. Jej działalność polega na cotygodniowych licytacjach podarowanych fantów.

Do grupy należą zarówno osoby, które przekazują przedmioty do licytacji, jak i osoby je kupujące. W komentarzach pod zdjęciami licytowanego przedmiotu wpisują deklarowane kwoty, za które są w stanie go kupić. Po zakończeniu licytacji pieniądze wpłacane są wprost na konto hospicjum.

Proste zasady, żadnych pośredników, a wszystko to za sprawą pracy i zaangażowania osób tworzących grupę. Każdy może do niej dołączyć! Należy tylko odwiedzić stronę: www.facebook.com/groups/bazarek.hospicjum i poczekać na dodanie do grupy.

Hospicjusze przybierają róże formy, wszystko zależy od wyobraźni autorki

W ciągu roku Bazarek zebrał ponad 100 tysięcy złotych na rzecz gdyńskiego hospicjum. O jego działalności opowiada założycielka, Judyta Bork.

Może zacznijmy od początku. Jak narodził się Bazarek?

Judyta Bork: Można powiedzieć, że zupełnie spontanicznie. Przeczytałam informację o ciężkiej sytuacji, w jakiej znajdowało się gdyńskie hospicjum - brakowało najpotrzebniejszych artykułów, ubrań, pieluch, nawet żywności. Dlatego zadziałałam instynktownie - w tym samym momencie podjęłam decyzję, że muszę coś zrobić, pomóc zebrać pieniądze dla tego miejsca. Powstał pomysł na zbiórkę - licytację fantów na wirtualnym „Bazarku". Jak pomyślałam, tak też zrobiłam.

Od początku panował w nim niepodzielnie Hospicjuszek - Wasza bazarowa maskotka?

Judyta Bork: Hospicjusz pojawił się u nas dopiero po nowym roku. Bo też nie sądziłam, że nasza przedświąteczna zbiórka pieniędzy zamieni się w całoroczną akcję! Nikt z nasz nie miał żadnego przeczucia, że ten pomysł aż tak bardzo się rozkręci. Ideę Bazarku oparłam na licytacji wyrobów hand-made - z racji tego, że szydełkuję. W zbiórkę włączyły się koleżanki z grup rękodzielniczych. Wieść szybko poniosła się dalej. Dołączali do nas sponsorzy, którzy oferowali na aukcjach swoje usługi - fryzjer, kosmetyczka, a nawet wymiana opon zimowych. Krąg zataczał coraz szersze koła. Podczas pierwszych licytacji zebraliśmy ponad 13 tysięcy złotych, co było fantastycznym uczuciem.

A Hospicjusz i nasze bazarkowe motto: „Co zasiejesz to zbierzesz" pojawiły się u nas na wiosnę. Najpierw jako grafika, która nieco później otrzymała formę trójwymiarową, jako dziergana maskotka autorstwa Anny Marii Kubieniec. A później odbył się internetowy konkurs na naszej Facebookowej grupie na imię. I wygrał Hospicjusz. Od tej pory stał się znakiem rozpoznawczym całej akcji i głównym bohaterem większość licytacji.

Przyznam szczerze, że nie kojarzę podobnej inicjatywy. Pomysł na regularne licytacje i zbudowanie grupy osób zaangażowanych w pomaganie z całej Polski jest genialny!

Judyta Bork: Mam wrażenie, że Bazarek jest faktycznie formą, w której każda strona jest zadowolona i każda strona coś z tego ma. Darczyńca przekazuje fant - ma poczucie spełnienia i zrobienia czegoś dobrego. Jeśli przekazuje np. własny wyrób, powiedzmy Hospicjuszka, to satysfakcja z dzielenia się swoim hobby też jest duża. A sponsorzy, którzy przekazują np. vouchery czy inne usługi lub fanty, mogą w ten sposób się zareklamować. Nie raz słyszałam już, że ktoś po licytacji u nas odczuwa większe zainteresowanie swoimi usługami. I uważam, że to jest super! A z drugiej strony kupujący nie dość, że kupuje coś fajnego, to jeszcze wspomaga dzieciaki. A Hospicjum ostatecznie dostaje finansowe wsparcie.

... i tylko Ty masz dużo pracy!

Judyta Bork: No tak, ja muszę trzymać nad tym wszystkim pieczę! Ale mam pomocników. I cieszy mnie to, to mój wybór! Poza tym zawsze czułam w kościach, że zrobię w życiu coś takiego, że będzie zamieszanie. Coraz częściej zdarza mi się, że nieznajomi ludzie podchodzą do mnie na ulicy, zaczepiają, zagadują, przytulają. Na początku byłam tym bardzo zaskoczona, wręcz zestresowana, ale jednak jest to miłe, że ludzie tak pozytywnie odbierają naszą pracę.

Jak wygląda logistyka Bazarku? Bo domyślam się, że potrzebnych jest wiele rąk do pomocy?

Judyta Bork: Od kilku miesięcy mamy stałą ekipę osób zaangażowanych w tę inicjatywę - jest nas piątka. Zajmujemy się wszystkimi kwestiami organizacyjnymi, technicznymi. Pracy przy Bazarku jest bardzo dużo, bo oprócz pilnowania aukcji, kontaktu z darczyńcami i kontrolowania wpłat, robimy też inne rzeczy. Angażujemy się w wydarzenia typu Pola Nadziei, urządzamy zbiórki na festynach, prowadzimy akcję „Daj piątaka na dzieciaka", która polega na poszerzaniu grupy osób, które decydują się na ustawianie stałego polecenia zapłaty - 5 zł każdego miesiąca - na rzecz Bursztynowej Przystani. W tej chwili do tej grupy należy już ok. 700 osób. Oprócz tego pomagamy również innym organizować zbiórki - zgłaszają się do nas np. nowożeńcy, którzy chcą na swoim ślubie zebrać pieniądze dla naszych dzieciaków. To wszystko to duża ilość rozmów, dokumentów i umów, wszystkiego trzeba dopilnować. Pracy jest więc sporo. Ale nie narzekamy. My też dostajemy dużo w zamian. Satysfakcja z tej pracy jest ogromna.

A ile osób jest zaangażowanych w powstawanie samych Hospicjuszków, które licytujecie? Ponoć w grupie są również osoby spoza Polski?

Judyta Bork: Dziewczyn, które dziergają Hospicjusze dla Bazarku, jest w tej chwili 30. I ciekawe jest, że tylko dwie z nich mieszkają w Gdyni - w tym ja. Reszta porozrzucana jest po całej Polsce, a nawet Europie - Hospicjuszki przylatują do nas z Anglii, Irlandii i Niemiec. Jeśli chodzi z kolei o darczyńców oraz osoby licytujące fanty, to też mogę śmiało powiedzieć, że licytuje cała Polska. I tutaj widać siłę mediów społecznościowych. Bez nich ciężko byłoby prowadzić Bazarek.

Wiem, że w akcję włączają się również znane osoby?

Judyta Bork: Tak, od jakiegoś już czasu wspierają nas np. aktorzy - Karolina Gorczyca czy Robert Moskwa. To wszystko głównie dzięki mediom społecznościowym. Cieszymy się, że ci artyści włączają się w pomoc i promocję Bazarku. Na przykład Karolina Gorczyca przekazała niedawno na licytację sukienkę, którą miała na sobie podczas premiery filmu „Miłość na wybiegu", w którym wystąpiła. Licytacja jeszcze trwa - kończy się 7 grudnia o godzinie 21.00! Zapraszam, wystarczy poszukać aukcji na Facebookowej stronie Bazarku.

Pamiętasz jeszcze jakieś wyjątkowe aukcje?

Judyta Bork: Oj było ich sporo. Ale nawet niedawno, dwa tygodnie temu, mieliśmy dość „szokującą" dla nas aukcję. Hospicjuszek został wylicytowany za tysiąc złotych bez grosza - i to podwójnie! Koleżanka musiała szybko wydziergać jeszcze jednego, bo tak się spodobał. Czyli de facto jedna aukcja wygenerowała dwa tysiące złotych dla Hospicjum. A jeśli chodzi o średnie przychody z Bazarku, to generuje on około 10 tysięcy złotych każdego miesiąca. Do tej pory udało się nam więc uzbierać ponad 100 tysięcy złotych.

Mam wrażenie, że Bazarek stał się dla Ciebie pewnego rodzaju sposobem na życie?

Judyta Bork: Na pewno jest jego ważną częścią. Oczywiście, tak jak każdy z „bazarkowiczów", mam swoje życie - dzieci, męża, trzy koty i psa. Ale Bazarek jest dla mnie na pewno czymś, co sporo zmieniło, sporo mi dało. Poznałam dzięki niemu mnóstwo wyjątkowych, pozytywnych ludzi. To właśnie spotkania z tymi zwykłymi-niezwykłymi osobami z Bazarku, uczestnikami licytacji, sprawiają mi bardzo dużo „radochy" i przyjemności. Ta działalność buduje człowieka i pozwala wiele w sobie odkryć.

Co jeszcze daje Ci Bazarek?

Judyta Bork: Na pewno „odkurzył" moją asertywność. W naszej działalności dzieje się wiele dobrego, ale zdarzają się też sytuacje trudne, a nawet nieprzyjemne. Jest to jednak praca z ludźmi, a ci, jak wiadomo, bywają różni. Są chwile, kiedy trzeba załatwić nieprzyjemną sprawę. Cieszę się, że mam taką cechę i w sytuacjach „pod ścianą" potrafię z niej skorzystać i zadziałać tak, aby było to z korzyścią dla naszej inicjatywy.

Ale bardzo ważna dla mnie i dla nasz wszystkich w Bazarku, jest możliwość szerzenia idei pomocy hospicyjnej. Chcemy tłumaczyć ludziom po co potrzebne są nam hospicja i uświadamiać, że musimy wspierać ich działalność, bo są one dramatycznie niedofinansowane. Wszyscy musimy o nie dbać!

Czy miałaś wcześniej jakieś doświadczenia z działalnością charytatywną?

Judyta Bork: Od lat organizowałam różnego rodzaju zbiórki, ale w stanowczo mniejszej skali, w węższym gronie. Dlatego Bazarek z początku wydawał mi się czymś niemal nie do opanowania i ogarnięcia! Wcześniej w zbiórki angażowałam maksymalnie do kilkudziesięciu osób. Zbierałam dary dla rodzin po klęskach żywiołowych, wyprawki szkolne i dla niemowląt, paczki pod choinkę. W szczególności była to pomoc kierowana do rodzin z problemem niepełnosprawności, ponieważ ten temat jest mi bliski ze względu na osobiste doświadczenia.

Jakie to uczucie, kiedy za swoją działalność, która miała przecież być jednorazowym zrywem, otrzymujecie nagrody i wyróżnienia - np. niedawną nagrodę Srebrnego Śledzia za „Inicjatywę Roku" podczas gali 20-lecia Gdyńskiego Centrum Organizacji Pozarządowych?

Judyta Bork: Muszę przyznać, że byliśmy w szoku. Wygrać z fundacjami, które mają wieloletnią historię działalności, było czymś niesamowitym. Zupełnie nie spodziewaliśmy się tej nagrody i nawet w trakcie trwania gali uważaliśmy, że nominacja to i tak dużo. A tu nagle zwycięstwo. Oczywiście nie mogłam powstrzymać łez, byliśmy wszyscy bardzo wzruszeni.

A czy po roku działalności Bazarku zauważasz, że sytuacja Bursztynowej Przystani się poprawiła?

Judyta Bork: Tak, z moich obserwacji wynika, że Bursztynowa Przystań odetchnęła. Jest stanowczo lepiej, niż było tam jeszcze w zeszłym roku. Zeszłoroczna lista potrzeb hospicjum nie miała końca, a teraz czuć tam pewną ulgę. Dobrze, że ta praca daje owoc!

  • ikonaOpublikowano: 07.12.2016 00:00
  • ikona

    Autor: Michał Kowalski (2011)

ikona

Najnowsze