Co nowego

Prezydent Gdyni prostuje niefortunne sformułowania
w artykule, który ukazał się w Gazecie Wyborczej

Jest mi bardzo przykro, że Gazeta próbuje, po raz kolejny zresztą, kopać rów między Gdańskiem i Gdynią. Tak odbieram wczorajszą publikację. Mój list w żaden sposób nie odnosił się Gdańska, jego władz ani Lotniska Lecha Wałęsy, w którym i Gdynia ma udziały. Wręcz przeciwnie – jest apelem o to, by politycy bronili przedsięwzięć powstających w całym kraju, w tym w Gdańsku. Także o to, by nie musiały znikać połączenia LOTu z Trójmiasta oraz by inne, teraźniejsze lub przyszłe projekty nie były zagrożone. To nie był prosty apel o ratowanie lotniska, choć  może wygodnie byłoby go tak zinterpretować.


Z przykrością czytam również tak bardzo negatywne wypowiedzi polityków. Pozwolę sobie przypomnieć, że od 2005 roku, przez wiele lat w sprawie lotniska mówiliśmy jednym głosem. List intencyjny w sprawie realizacji projektu zaadoptowania, rozszerzenia oraz wykorzystania bazy Lotnictwa Marynarki Wojennej w Gdyni29 kwietnia 2005 roku podpisaliśmy list intencyjny, który szedł znacznie dalej niż obecny biznesplan i widział Kosakowo, jako bazę tanich linii oraz lotnisko rezerwowe. Te plany istotnie ograniczyliśmy, bo jesteśmy realistami gospodarczymi. W zdumienie wprawiają mnie jednak słowa ówczesnych sygnatariuszy, którzy dziś sugerują, że od początku byli przeciwni. By nie być gołosłownym, poleciłem umieścić na gdyńskich stronach skan tego dokumentu. Każdy może sam zweryfikować jego treść oraz podpisy.


Nie wiem z czego wynika zajadłość redakcyjnego komentarza. Poza nieprawdą dotyczącą woli współpracy pozostałych samorządowców z Trójmiasta, rzuca się w nim w oczy interpretacja cięcia siatki połączeń LOTu. LOT musi to zrobić, nie dlatego, że cięte połączenia są dla niego nierentowne (wręcz przeciwnie), lecz po to, by zwolnić miejsce na rynku w ramach ochrony konkurencji. Odpowiedź, komu zwolnić, pozostawiam Czytelnikom.


Wielokrotnie podkreślałem, że lotnisko w Gdyni ma być komplementarne, a nie konkurencyjne wobec gdańskiego. To ma być małe lotnisko lokalne. Takie są fakty, uporczywie manipulowane. Czy może być mowa o konkurencji wobec portu w Gdańsku, skoro nasz mały terminal może obsłużyć tylko dwa samoloty na godzinę? I tak został powiększony do obecnych rozmiarów wyłącznie z uwagi na konieczność zapewnienia rezerwowej obsługi dla dużych samolotów. Lotnisko w Kosakowie ma doskonałe położenie, jest świetnie skomunikowane i znajduje się w bardzo dobrym stanie technicznym. Czy wolno zmarnować taki potencjał? Twierdzę, że to dopiero byłaby niewybaczalna strata kapitału. Gdybyśmy chcieli tę inwestycję rozpoczynać dopiero za wiele lat, kiedy jej potrzeba będzie już wyraźna jak na dłoni, dobry stan techniczny byłby historią, a konieczne nakłady wzrosłyby wielokrotnie. Nie chcę po raz kolejny zagłębiać się w dyskusję o jakości biznesplanu, trzeźwego i realistycznego, zakładającego że już po 4-6 latach wydatki przestaną przeważać nad wpływami. To naprawdę krótki czas, jak na ten typ przedsięwzięcia. A niecałe 100 mln, choć to duża suma, to zarazem niska cena za taką infrastrukturę. Przekonanie o słuszności inwestycji czerpiemy jednak nie tylko z ekonomicznych tabelek, ale i z wielkiego zainteresowania podmiotów gospodarczych, z niecierpliwością dopytujących, kiedy ruszamy. Takich zapytań jest bardzo wiele. Nic dziwnego, skoro, na północ od Warszawy, nie ma w Polsce ani jednego lotniska sprofilowanego na ruch GA, które dynamicznie by się rozwijało. Końcowy argument to perspektywiczne myślenie o rynku pracy. Ten projekt wygeneruje miejsca pracy. Lotnisko to nie tylko pas, terminal i wieża, ale też cały biznes okołolotniskowy. Jest wiele podmiotów zainteresowanych szeroko pojętą obsługą samolotów. Airport cities rozwijają się doskonale w Europie. Nasi partnerzy chcą inwestować w hangary. Czy słusznie byłoby powstrzymywać napływający kapitał? Nasz rynek lotniczy jest jeszcze głęboko nienasycony. 33% Polaków nigdy nie siedziało w samolocie. Gorszy od nas wynik w Europie ma tylko Rumunia (37%). Średnio tylko pół Polaka (0,565) rocznie podróżuje samolotem. Jeśli nie chcemy się porównywać z bogatymi Niemcami (ponad 2) czy Szwedami (ponad 3), bo nam do nich niby daleko (czy tak chcemy się pozycjonować?), to porównajmy z Czechami. Ich wskaźnik wynosi 1,118, dwa razy więcej!


Na koniec jeszcze raz zapewniam Czytelników i Redaktorów Gazety Wyborczej Trójmiasto oraz wszystkich mieszkańców naszej ukochanej Gdyni. Nie pierwszy raz spotykamy się z poważnymi trudnościami, ale tak jak ze stocznią, tak i z lotniskiem  - damy sobie radę i doprowadzimy ten projekt do końca. Stracimy tylko więcej czasu i energii. Szkoda. Ale problem jest poważniejszy i tego dotyczył list.  Polsce, nie tylko naszemu regionowi, potrzeba strategicznego myślenia o najważniejszych projektach infrastrukturalnych i profesjonalnego lobbingu w instytucjach europejskich, by silniejsza konkurencja nie blokowała naszego rozwoju. Proszę, by sprawy nie sprowadzać do jednostkowego przypadku, ale spojrzeć na to jako na problem całego państwa. O to właśnie apelowałem i apeluję do polityków oraz dziennikarzy w przeddzień kampanii do Parlamentu Europejskiego. Cieszę się też, że ta debata już się w wielu miejscach rozpoczęła.  

 

Z poważaniem,

Wojciech Szczurek

 

artykuł Gazety Wyborczej "Prezydent Gdyni oskarża Komisję Europejską. Szczurek szuka winnych"

List otwarty prezydenta Gdyni do polskich polityków i dziennikarzy

 

 

ikona

Najnowsze