Społeczeństwo

Elżbieta Dzikowska: Jestem futuro, nie retro. Podróżniczka z Super Kolosem za wybitne osiągniecia

Elżbieta Dzikowska odbiera nagrodę Super Kolosa, fot. peter_obiektywem

Elżbieta Dzikowska odbiera nagrodę Super Kolosa, fot. peter_obiektywem

Mówi, że starość to stan umysłu, a nie kwestia wieku. Najlepszą zaś walutą nie tylko w podróży – jest uśmiech. Elżbieta Dzikowska – pierwsza dama polskiego świata podróżniczego otrzymała w tym roku Super Kolosa za wybitne osiągnięcia. – Jestem bardzo dumna – mówiła ze sceny Polsat Plus Arena Gdynia 87-latka. Podróżniczka opowiedziała nam o swoim życiu, podróżach i osiągnięciach.


 
Elżbieta Dzikowska już od dzieciństwa była dorosła. Jej tatę rozstrzelali hitlerowcy w zamku w Lublinie, więc to na mamę Elżbiety spadł obowiązek utrzymania rodziny. Pani Jadwiga, jak mówiła laureatka Super Kolosa,  prowadziła "herbaciarnię z nielegalnym wyszynkiem". – Parę razy na nią napadnięto i ja jako sześcioletnia dziewczynka musiałam jej wieczorem towarzyszyć i być jej ochroniarzem. Miałam kłódkę prababci, która wyglądała jak pistolet. I w ten sposób chroniłam moją mamusię - mówiła podróżniczka.
 
Elżbieta Dzikowska rozmawia z dziennikarką

Elżbieta Dzikowska podczas udzielania wywiadu, fot. Maurycy Śmierzchalski / Frames Studium Fotografii  

Jednak niespokojny duch pani Elżbiety dawał o sobie znać. W liceum w wieku 14 lat dołączyła do Związku Ewolucjonistów Wolności i została aresztowana. Groziło jej dożywocie. Aresztowano ją w lipcu w 1952 r. - Akurat byłam na wakacjach u swojej cioci. Jestem z siebie bardzo dumna, bo jak przyjechała po mnie milicja to kazałam im się wylegitymować. Powiedziałam do cioci: Nalej mi mleka do butelki. Zawiozę swojej mamusi, choć oczywiście wiedziałam, że to nieprawda, po czym wsiadłam do radiowozu. Zabrali mnie na zamek, tam gdzie zginął ojciec – mówiła podczas Kolosów. Do domu wróciła po pół roku odsiadki, bo ogłoszono amnestię. Zdążyła zdać maturę, ale nie chciano jej nigdzie przyjąć na studia. 


Wymyśliła, że będzie zdawać na sinologię. Dwukrotnie ją odrzucono, ale udało jej się przekonać komisją egzaminazyjną, która pozwoliła jej zdawać egzamin w powtórnym terminie. Przyjęto ją, choć długo myślano, że jest partyjną wtyczką. - Dopiero, gdy zmieniła się sytuacja w kraju i nastała odwilż w 1956 roku dostałam paszport. I w 1957 roku uniwersytet wysłał mnie w moją wielką podróż do Chin – mówiła.
 

Nikt nie chciał jej zatrudnić

Elżbieta ukończyła sinologię, ale nikt nie chciał jej zatrudnić. – Dzisiaj kolejki by się ustawiały, a wtedy nikt mnie chciał - wspominała. Aby zarobić na chleb, odkurzała książki w bibliotece uniwersyteckiej, sprzedawała ług sodowy w centrali handlu zagranicznego CIECH. - Do dziś nie wiem, co to jest ten ług – mówiła podczas Kolosów. – Wreszcie otrzymałam propozycję pracy w zawodzie. Najpierw zostałam zatrudniona w  miesięczniku "Chiny", a potem w "Kontynentach". Zaproponowano mi prowadzenie działu o Ameryce Łacińskiej. "Ale ja nie mam o niej żadnego pojęcia" – powiedziałam. "Nikt nie ma" – padła odpowiedź - opowiadała. Pani Elżbieta zaczęła uczyć się więc hiszpańskiego i w 1965 roku wyruszyła w trzymiesięczną podróż do Meksyku na statku, jak podkreśliła, o romantycznej nazwie Transportowiec. Na trzymiesięczną podróż dostała z redakcji całe 180 dolarów.

- Na statku poznałam szamankę, która wywoływała ze mną duchy. Między innymi wywołałyśmy ducha Piłsudskiego, po którym noszę imię. Bo moje pierwsze imię brzmi Józefa. Paskudne. Przypominam sobie o tym tylko 19 marca. W dzień moich urodzin – mówiła, wywołując salwy śmiechu wśród zebranej publiczności. 

Elżbieta Dzikowska otrzymuję nagrodę Super Kolosa



Peru i odwołane stypendium. Nagle pojawiła się nowa propozycja

Mówi o sobie, że jest w czepku urodzona. Można odnieść takie wrażenie, gdy słucha się jej historii. Pani Elżbieta dostała roczne stypendium w Peru. Gdy wyjeżdżała, dostała propozycję przeprowadzenia wywiadu telewizyjnego do "Klubu sześciu kontynentów" z mieszkającym wówczas w Meksyku Tonym Halikiem, wówczas znanym już podróżnikiem, który przejechał z Ziemi Ognistej na Alaskę.

Na miejscu okazało się, że stypendium odwołano i trzeba wracać do domu. Wszystko zmieniło jednak przyjęcie, na które zaprosił Polkę młody artysta José Luis Cuevas. Jednym z jego gości okazał się między innymi prezydent Meksyku, Luis Echeverría Álvarez. – Posadzono nas przy jednym stoliku. Kiedy zapytał mnie o plany, powiedziałam, że zlikwidowano mi stypendium w Peru, więc muszę wracać do Polski. A prezydent na to: "My damy pani stypendium. Proszę przyjść jutro, mój rzecznik wszystkim się zajmie" – relacjonowała.

Na drugi dzień okazało się, że nikt jej nie chce wpuścić na spotkanie z prezydentem. – Wyrwałam więc kartkę z zeszytu i przez spóźnionego gościa przekazałam liścik do prezydenta. Wyszedł po mnie rzecznik i w taki oto sposób zostałam na rocznym stypendium w Meksyku – mówiła ze sceny. Dzikowska jeździła na wszystkie wyjazdy z prezydentem w grupie meksykańskich dziennikarzy, mogła też przeprowadzić zlecony jej wywiad z Tony Halikiem. - Poznałam go w telewizorze marki Wisła. Opowiadał o skoczkach w Acapulco. "O, jaki śmieszny facet" – pomyślałam i wyłączyłam telewizor. Wtedy nie wiedziałam, że to z nim spędzę swoje najciekawsze lata – mówiła podróżniczka.

Jak wyglądało ich pierwsze spotkanie? Halik przyjechał po Dzikowską nowym samochodem, czerwonym fordem pinto, i był z siebie niesłychanie dumny. - Zaprosił mnie do domu i poczęstował wspaniałym befsztykiem, który sam upiekł w kominku. Jednocześnie zaserwował coś, co jak twierdził, ma najlepszego, czyli barszcz czerwony z proszku, który dostał od kogoś z Polski – wspominała w "Newsweeku". – Przypadliśmy sobie do serca – mówiła w Polsat Plus Arena Gdynia.

Rok szybko minął, pani Elżbieta nie dość, że musiała wracać do Polski, to jeszcze ze świadomością, że czeka ją trudna rozmowa z mężem. – A Tony’emu powiedziałam, że jeśli chce ze mną być, to musi przyjechać do Polski – mówiła. 

Pieprz i wanilia – kultowy program

- Nie byłoby więc programu "Pieprz i wanilia", gdyby nie Meksyk – dodała. I zdradziła, że  program kręcono w piwnicy domu Halika i Dzikowskiej i do tego - jak podkreśliła laureatka nagrody Super Kolos – za ich własne pieniądze. - Pewnie dlatego ludzie tak chętnie nas oglądali, bo dzieliliśmy się z nimi naszym życiem, przyjmując ich we własnym domu – mówiła.
 
O pierwszym mężu wypowiadała się w samych superlatywach: Cudowny, dobry człowiek. Był dobrym mężem – mówiła ze sceny i przyznała, że ona jest długodystansowcem, bo z pierwszym mężem spędziła 17 lat, a z drugim 23 lata. W innym wywiadzie dla Onetu dodała, że jej były mąż założył nową rodzinę, miał syna, był dziadkiem, za życia pozostawała z nim w przyjaźni.


Od Vilcabamby do Ponidzia

Jako najciekawszą podróż Elżbieta wskazuje Vilcabambę, czyli dawną stolicę Inków. Dzikowska i Halik byli pierwszymi dziennikarzami z Polski, którzy trafili w to historyczne miejsce. Jak mówiła Onetowi, polecieli tam najpierw samolotem, potem pociągiem, następnie ciężarówką, a na koniec przez tydzień na koniach i mułach. "Raz mnie nawet ten koń zrzucił i ciągnął w strzemionach kilkadziesiąt metrów. Tony był tak przerażony, że nie zrobił ani jednego zdjęcia. Nie mógł sobie tego darować" – wspominała ze śmiechem. 
 
Po czterech dekadach podróżniczka powróciła do tego magicznego miejsca wraz z jej biografem - Romanem Warszewskim, który tym argumentem i wizją powrotu do Vilcabamby przekonał ją do napisania o niej książki.
 
Sama też jest autorką wielu pozycji, jak np. książki "Czarownicy", w której opowiada o spotkaniach z szamanami. Czarownicy próbowali ją wyleczyć z bezsenności, na którą cierpi od dzieciństwa, ale niestety ich próby spaliły na panewce. Szamani używali do tego jajek, liści koki, a nawet świnki morskiej a i tak nie udało im się jej pomóc. - Inaczej z Tonym, bo on wierzył, że szamani mają uzdrawiające moce i jemu pomogli – mówiła. - No trudno, jakoś muszę sobie radzić z tą moją bezsennością - skwitowała. 

Wnętrze Polsat Plus Arena Gdynia


Zdobią i chronią 

Elżbieta Dzikowska z podróży przywozi minerały, muszle, fragmenty kamieni, z których zjawiskową biżuterię tworzy dla niej Andrzej Kupniewski. W Polsat Plus Arena Gdynia pojawiła się, mając na sobie imponujący naszyjnik i wielkie, przyciągające wzrok pierścienie. 

Podczas swojego wystąpienia zabrała nas w podróż po świecie, pokazując m.in. zdjęcia z południowej Etopii, gdzie żyje plemię Mursi. Podróżniczkę szczególnie zafascynowały kobiety, które w dolnej wardze noszą gliniany talerzyk. - Gdy mają kilkanaście lat, robi im się dziurę w dolnej wardze, wybija dwa zęby, żeby ten krążek lepiej się trzymał - tłumaczyła. Kilka takich krążków podróżniczka przekazała do Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika, który mieści się w Toruniu.

– Wspaniale ubierają się sami dla siebie. Nie mają lusterek, nie widzą się w oczach innych – komentowała fotografie kobiet i mężczyzn etiopskich plemion.
 

Telebim z prezentacją Elżbiety Dzikowskiej


Nienasycona

Ile lat spędziła w podróży? Nie liczy. I wydaje się, że wciąż jest nienasycona, wciąż planuje kolejne podróże, książki i przedsięwzięcia. Gdy jeden z festiwali seniorów zwrócił się do Dzikowskiej o objęcie imprezy patronatem – odmówiła, dlaczego? Bo nie czuje się seniorem. – Nie jestem retro, jestem futuro. Wciąż mi się wszystkiego jeszcze chce i wciąż mam jeszcze dużo planów. Razem z moimi "chłopcami", czyli przyjaciółmi z Głowna, jeździmy po Polsce i zwiedzamy a potem piszę książki. Wyszedł już ósmy tom "Polski znanej i mniej znanej". Cztery tomy "Grochu i kapusty". Pokazuję nie tylko świat, ale też nasz kraj, który jest piękny i ciekawy, a często o tym zapominamy – mówiła.
 
Pani Elżbieta włada nie tylko chińskim, ale również sześcioma językami. Podstawowe zwroty zna w kilkudziesięciu. Jakie ma IQ? Nigdy nie mierzyła. Na pytanie, w jaki sposób zdobywać zaufanie zamkniętych społeczności – odpowiada, że okazując szacunek. Nie szczędząc uniwersalnej waluty, jaką jest uśmiech. Może właśnie dlatego wychodziła z wszelkich opresji? Wytrawna podróżniczka podpowiada, że najpierw warto zaskarbić sobie przychylność wodza lub wójta – osoby cieszącej się poważaniem wśród społeczności – powiedzieć, w jakim celu chcemy odwiedzić ich wioskę lub plemię i wtedy zazwyczaj wyrażają zgodę na robienie zdjęć i rozmawianie z członkami grupy.

Tuż przed Kolosami 19 marca Elżbieta Dzikowska świętowała urodziny. Skończyła 87 lat. – Nie czuję się stara. Jestem ciągle w ruchu, nie lubię odpoczynku. Dla mnie odpoczynek jest umęczeniem. I mam nadzieję, że tak długo jeszcze pozostanie – powiedziała na koniec ikona polskiej turystyki.

Galeria zdjęć

ikona Pobierz galerię
  • ikonaOpublikowano: 27.03.2024 10:01
  • ikona

    Autor: Urszula Abucewicz (urszula.abucewicz@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 28.03.2024 09:01
  • ikonaZmodyfikował: Urszula Abucewicz
ikona