Jak pracuje Urząd Miasta Gdyni i miejskie jednostki w majowy weekend? Sprawdź komunikat dla mieszkańców
Co nowego

Andrzej Śledź od ponad 40 lat na scenie

Andrzej Śledź w jednym ze spektakli Teatru Muzycznego w Gdyni // fot. archiwum Teatru Muzycznego w Gdyni

Andrzej Śledź w jednym ze spektakli Teatru Muzycznego w Gdyni // fot. archiwum Teatru Muzycznego w Gdyni

Artystyczna dusza drzemie w nim od zawsze. W młodości należał do zespołu chóralnego. Później scena coraz bardziej go przyciągała. I tak trafił do Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej, a potem do zespołu Teatru Muzycznego w Gdyni. Na jego deskach występuje już od ponad 40 lat. Możemy go oglądać m.in. w: „Chłopach”, „Mistrzu i Małgorzacie” czy „Lalce”. Andrzej Śledź, aktor i solista Teatru Muzycznego w Gdyni, niedawno symbolicznie uczcił jubileusz swojej pracy artystycznej. Zaangażował się w jeden ze spektakli, które powstały w ramach Projektu Inicjatyw Aktorskich. Mowa o „Sztafecie pokoleń” w reżyserii Marka Sadowskiego. Pod koniec września przedstawienie można było zobaczyć w Teatrze Muzycznym. Natomiast w listopadzie zawita do Konsulatu Kultury.


Andrzej Śledź zachwyca teatralną publiczność już od ponad 40 lat. Nam opowiedział, jaki był dla niego ten czas.

– Ten czas był bardzo wypełniony. I w tym wymiarze intensywnych, dużych ról, i w wymiarze późniejszym, gdzie te role może na pozór wydawały się mniejsze, ale większość z nich była na tyle treściwa i pojemna, że dawało mi to wiele innych możliwości, które potem, jak się okazywało, zostawały docenione w postaci wyróżnień czy nagród. Wielkie sukcesy można odnosić, grając również role drugoplanowe. Dla aktora to jest bardzo budujące i fantastyczne. Można się wykazywać dalej – mówi Andrzej Śledź, aktor i solista Teatru Muzycznego w Gdyni.

Dlaczego został aktorem? Decyzja przyszła z czasem, ale artystycznie udzielał się już w czasach szkolnych. Najpierw w zespole chóralnym, a potem w różnych innych przedsięwzięciach. W latach 1977-1979 był adeptem Warszawskiej Estrady Wojskowej „Miniatury”. Działalność w tej grupie doprowadziła go do Gdyni. W 1980 roku zadebiutował na deskach Teatru Muzycznego. Zagrał w „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carrola w reżyserii Urszuli Mordzewskiej-Bisty i Henryka Bisty. Było to przedstawienie dyplomowe studentów Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej. Andrzej Śledź również ukończył tę szkołę. Jej absolwentem został w 1983 roku. A w 1984 roku na stałe dołączył do zespołu Teatru Muzycznego w Gdyni.

– Już w szkole podstawowej brałem udział w różnego rodzaju aktywnościach. Otarłem się o zespół chóralny. Udzielałem się muzycznie, bo podobno jakoś lepiej szło mi śpiewanie. Zawsze lubiłem też czytać. To również nie bez znaczenia i do dziś zresztą procentuje, więc bardzo sobie chwalę, że książki zawsze były niedaleko mnie. Potem była szkoła średnia i inne formy artystyczne. Trzeba było wyjść na zewnątrz i sięgnąć po jakieś kluby środowiskowe, gdzie miałem różne parateatralne próby. Wtedy chyba bardziej kierowała mną ciekawość. Nie wiedziałem, czy mnie się to aż tak bardzo podoba, ale było w tym coś ciekawego, coś wciągającego, co kazało mi iść i szukać dalej. Okazało się, że Ludowe Wojsko Polskie miało również takie ambicje, że chciało trochę wychowywać. W związku z tym tam też byli odpowiedni ludzie, którzy próbowali coś organizować. I tak były wszelkiej maści konkursy i eliminacje. Myśmy też w tym brali udział. No i tak trafiłem do Wrzeszcza. Tam odbywały się coroczne finały konkursów wojskowych zespołów estradowych. Miały dość szeroki profil. Były zbliżone bardziej do teatralnych popisów. Wrzeszcz to już bardzo blisko Gdyni. I tak się tu znalazłem – opowiada artysta.



Andrzej Śledź
urodził się we Włocławku, ale szkołę podstawową i średnią ukończył w Szczecinie. Potem zawitał do wielu innych miast. Jednak od kilkudziesięciu lat to w Gdyni czuje się najlepiej.

– Jestem gdynianinem przez zasiedzenie, bo nie z urodzenia czy z zamieszkania od dawien dawna. Urodziłem się na Kujawach, potem mieszkałem w Szczecinie, a potem wędrowałem, wędrowałem. Zawędrowałem na Warmię, siedziałem trochę w Olsztynie. Potem trafiłem do Gdyni. Tak to mniej więcej wyglądało, ale jak się okazuje Gdynia była i jest na tyle ciekawa i atrakcyjna, że ja się tu świetnie czuję. I będąc w różnych miejscach – bo po drodze zdarzyło się parę propozycji, gdzie znalazłem się w innych miejscach – owszem było przyjemnie, interesująco, fajnie, ale z wielką radością zawsze wracało się do Gdyni – mówi Śledź.

Jak podkreśla artysta, teatr w formie muzycznej zawsze fascynował go najbardziej.

– Teatr muzyczny to jest sztuka wieloelementowa i każdy aktor musi posiąść równocześnie co najmniej cztery umiejętności, żeby stanąć na scenie i ogarnąć ten temat, który został napisany w nutach i scenariuszu. I razem to połączyć. Stąd ta ciekawość tego świata. Mnie właśnie taki teatr zaciekawił. Stąd wyszło tak, że jakoś gdziekolwiek indziej się znalazłem, to jednak nie zawsze było mi z tym po drodze. I chętnie się wracało tu, bo tu było trochę muzyki, trochę dramatu i trochę różnych innych zjawisk. Można to było jakoś fajnie połączyć. To było ciekawe, atrakcyjne i pociągające. Do dziś na swój sposób jest pociągające. Teraz oczywiście dużo więcej o tym wiem. Czy to zmieniło moją optykę? Nie. Dalej jest element fascynacji i potrzeby. To jest ciągle drążenie. 40 lat temu zacząłem drążyć i dzisiaj cały czas też drążę. Nic się nie zmieniło. Tyle tylko, że moja twarz wskazuje na to, że upłynął jakiś czas – tłumaczy Andrzej Śledź.

W gdyńskim teatrze Andrzej Śledź stworzył wiele wybitnych kreacji. Grał m.in. Don Kichota w „Człowieku z La Manchy” w reżyserii Jerzego Gruzy. Był też Judaszem i Piłatem w spektaklu „Jesus Christ Superstar” w reżyserii Macieja Korwina czy Egeuszem w „Śnie nocy letniej” Szekspira w reżyserii Wojciecha Kościelniaka. Obecnie można go oglądać m.in. w „Chłopach” i „Lalce”. „Księdze dżungli” czy „Mistrzu i Małgorzacie”. Które role były dla niego najważniejsze?

– Fascynujące było to, że akurat wiele tytułów z tych wielkich rzeczy, które grywałem, opracowano na bazie fantastycznej literatury. No po prostu kanonu klasyki literatury światowej. Z takich wielkich rzeczy i takich milowych kamieni to bym właśnie postawił na Victora Hugo, na „Les Misérables”. Potem, ale ileś tam lat potem – to był chyba 1998 rok – musical „Scrooge”. Charles Dickens – „Opowieść wigilijna”. O literaturze już nie trzeba nic więcej mówić, bo to wspaniała historia. Natomiast dla aktora potwornie intensywne wyzwanie, ogromne. Wchodziłem na scenę i schodziłem po ponad dwóch godzinach – opowiada artysta.

Andrzej Śledź w "Księdze dżungli" // fot. Przemysław Burda

Najnowszy spektakl, w którym występuje Andrzej Śledź, to „Sztafeta Pokoleń”. Powstał on w ramach Projektu Inicjatyw Aktorskich. To przedsięwzięcie, które wystartowało w Teatrze Muzycznym w Gdyni w ubiegłym roku. W jego ramach każdy członek zespołu może przygotować i zgłosić autorską propozycję inscenizacji. „Sztafetę pokoleń” stworzył Marek Sadowski. Spektakl można było zobaczyć w Teatrze Muzycznym pod koniec września. Natomiast 8 i 19 listopada zagości w Konsulacie Kultury. Tym przedstawieniem Andrzej Śledź symbolicznie świętuje swój jubileusz pracy artystycznej.

– „Sztafeta pokoleń” – to spotkanie dwóch pokoleń aktorskich – młodego, wstępującego w aktorskie życie oraz tego, które może jeszcze nie odchodzi, ale już swoje wie. Doświadczenia starszego aktora w zderzeniu z młodą energią dają bardzo dużo ciekawych scen. Rzecz jest o nas – o artystach, ich kondycji. Nawet bardziej chyba o kondycji psychicznej niż o fizycznej. Autor się bardzo postarał. To niezwykle utalentowany człowiek – muszę przy okazji przemycić ten temat, bo warto. Marek Sadowski bardzo pięknie i trafnie to wszystko opisał. To była wielka przyjemność i nie mogłem się nie zgodzić przyjąć tej roli. W spektaklu obnażamy aktorski warsztat – co się dzieje w człowieku, jak on się zmienia, ewoluuje w trakcie pracy nad rolą itd. - mówi Śledź.

Aktor ma na swoim koncie również role w kilku filmach i serialach. Można go było zobaczyć m.in. „Sąsiadach”, „Lokatorach”, „Złotopolskich”, „Trzech szalonych zerach” czy serialu „Radio Romans”. Ponadto jest też lektorem filmów fabularnych, autorem przekładów musicalowych dla Teatru Muzycznego oraz współtwórcą i felietonistą teatralnika „Antrakt”.

– W 2007 roku pojawił się pomysł, żeby stworzyć coś w rodzaju gazety, jakiegoś forum, gdzie aktorzy mogliby zabrać głos i pisać o teatrze. Moje felietony – zawsze na ostatniej stronie – komentują to, co dzieje się w teatrze. Próbuję to łączyć z zewnętrznymi zdarzeniami i historiami, z tym, co się dzieje na świecie, w kraju, w domu. Będę jeszcze współpracował z „Antraktem” i robienie tego czasopisma jest dla mnie wielką radością. A to już 15 lat – podkreśla artysta.

Andrzej Śledź zdobył kilka nagród i wyróżnień. W 2004 roku na XIII Konkursie Teatrów Ogródkowych w Warszawie otrzymał główną nagrodę jury i nagrodę publiczności za rolę Freda w przedstawieniu „Roxi Bar”. W 2009 roku na II Festiwalu Teatrów Muzycznych dostał nagrodę jury za rolę Amosa Harta w spektaklu „Chicago”. Rok później, podczas kolejnej edycji tego wydarzenia przyznano mu nagrodę publiczności za rolę Tomasza Łęckiego w „Lalce”. Wielokrotnie otrzymywał również nagrodę prezydenta Gdyni przyznawaną z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru. W 2016 roku powędrował do niego „Galion Gdyński” za całokształt twórczości. Jest też kawalerem Srebrnego Krzyża Zasługi, a w 2008 roku otrzymał medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Komu aktor chciałby podziękować po tylu latach artystycznej pracy?

– W życiu zawodowym spotkałem wielu ludzi, którym chętnie bym podziękował – za ich spostrzeżenia, za ich uwagi, za ich pomocne gesty. Chodzi o reżyserów, scenarzystów, kierowników muzycznych itd. To byli bardzo interesujący ludzie i wszystkim właściwie należą się słowa uznania za to, że coś stworzyli, z jakąś propozycją przyszli, co z kolei pomogło mnie zrobić kolejny krok, pokonać kolejny stopień, pójść dalej i się rozwinąć. Tak bym te podziękowania sformułował. Jest wiele osób i nie chciałbym nikogo ani w szczególny sposób wyróżniać, ani też kogoś pominąć. Mówię głównie o twórcach, współrealizatorach, których mi przyszło spotkać, ale także o ludziach ze Studio Baduszkowej. Im również należy się wdzięczność, bo dzięki nim – w teatralnym wymiarze – wiem, kim jestem – podkreśla Śledź.

Andrzej Śledź - aktor i solista Teatru Muzycznego w Gdyni // fot. archiwum Teatru Muzycznego w Gdyni

Andrzej Śledź
jest cenionym i lubianym przez publiczność artystą. Życzymy mu wielu nowych wyzwań, sukcesów artystycznych, samorealizacji i zadowolenia z obranej drogi życiowej.

ikona

Najnowsze