Od 1 września Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza kieruje Marta Miłoszewska – reżyserka teatralna, wykładowczyni akademicka i działaczka społeczna. Dlaczego zdecydowała się postawić na Gdynię i jaki ma pomysł na tutejszy teatr? Szykuje się rewolucja czy raczej transformacja? Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z dyrektorką Martą Miłoszewską. Wygrała konkurs, w którym pokonała 12 kontrkandydatów. Marta Miłoszewska, nowa dyrektorka Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza, gdyńską sceną zarządza od 1 września. Instytucją pokieruje przez cztery kolejne sezony artystyczne, czyli do 31 sierpnia 2029 roku.Dlaczego postawiła na Gdynię i jaką ma wizję tutejszego teatru? Szykuje rewolucję czy raczej transformację? Zapraszamy do obejrzenia i wysłuchania rozmowy z nową dyrektorką gdyńskiej sceny. Video i montaż: Sławomir Okoń i Łukasz Czerwiński Fragmenty wywiadu Warszawa, Olsztyn, a teraz Gdynia. Dlaczego postanowiła Pani postawić właśnie na Gdynię? Paradoksalnie to jest niełatwe dla mnie pytanie. Kiedy usłyszałam o tym, że zostanie ogłoszony konkurs na stanowisko dyrektora naczelnego i artystycznego Teatru Miejskiego, to poczułam impuls, który mi powiedział, że chciałabym pierwszy raz się naprawdę poważnie zmierzyć z tym tematem. Pomyślałam, że chciałabym w tym konkursie wystartować i zrobiłam to, co robię dobrze, czyli zdiagnozowałam sytuację. Od końca stycznia tego roku przez parę miesięcy mieszkałam w Gdyni po to, żeby poznać miasto, teatr, jego produkcje, sposób w jaki funkcjonuje w otoczeniu, w jaki jest obecny zarówno w Gdyni, w Trójmieście, jak i na Pomorzu, żeby zdiagnozować wyzwania, przed którymi stoi. I kiedy już miałam tę diagnozę i rozpoznanie, kiedy spotkałam się naprawdę z dużą liczbą osób, które mi opowiadały o tym teatrze, wykorzystałam tę wiedzę do stworzenia mojej koncepcji programowej, którą zaproponowałam komisji – opowiada dyrektorka Marta Miłoszewska. Szykuje się jakaś rewolucja? Lubię o sobie myśleć i mówić, że jestem człowiekiem ewolucji, a nie rewolucji, więc myślę o zmianie jako o transformacji. Ale mam nadzieję, i to jest mój nadrzędny cel, żeby to była transformacja wprowadzana stopniowo - w uzgodnieniu z zespołem, w taki sposób, żeby wszyscy wiedzieli, jaki jest cel. Mam w tej chwili wstępnie zaprogramowany pierwszy sezon, też już myślę o następnym. Możemy już zdradzić, kogo będzie chciała Pani zaprosić do współpracy? I czy będzie Pani korzystała z dzieł męża Zygmunta Miłoszewskiego? Wszyscy mnie o to pytają. To byłby nepotyzm.Jeżeli chodzi o pierwszy sezon, to chciałabym, żeby pierwsza premiera miała miejsce jeszcze zimą tego roku. Nie miałam tego początkowo w planach, ale wydaje się, że to jest całkiem realne i się uda.To będzie kameralna premiera. Chciałabym, żeby to była reżyserka Ewa Platt, czyli laureatka tegorocznego Nowego Yoricka na Festiwalu Szekspirowskim. Mam swoje marzenia, ale w tym momencie jestem na etapie zabiegania o prawa autorskie, więc to jest niezręczna sytuacja i nie chciałabym, żeby na przykład autorzy czy autorki dowiedzieli się z tej rozmowy o tym, że mam jakieś plany, a oni o tym jeszcze nie wiedzą. Więc będę o tym mówić jako o moich marzeniach. Marzy mi się, żeby pierwszą premierą była adaptacja tekstu książki nagrodzonej Nagrodą Literacką Nike „Ten się śmieje, kto ma zęby” autorstwa Zyty Rudzkiej w reżyserii Ewy Platt. Następnie spektakl, który chciałabym komunikować jako prezent Teatru Miejskiego dla gdynian, gdynianek i dla Gdyni na stulecie, czyli adaptacja zbioru reportaży „Gdynia. Pierwsza w Polsce” autorstwa Aleksandry Boćkowskiej. Adaptację przygotuje Artur Pałyga, wyreżyseruje Daria Kopiec. Roboczy tytuł, którym się teraz posługujemy, to „Gdynia. Ballada o miłości”. To jest o tyle ciekawe, że Daria Kopiec – ceniona, nagradzana i naprawdę świetna reżyserka średnio młodszego pokolenia, jest gdynianką, więc mam wrażenie, że jest idealnym wyborem do tego, żeby to właśnie ona zabrała się za reżyserię tego spektaklu, bo jej po prostu będzie wolno powiedzieć więcej, niż na przykład mi, która nie jestem gdynianką z urodzenia.Kolejną premierą, o którą chciałabym zawalczyć, ale też musimy zdobyć prawa, są „Chłopki” według Joanny Kuciel-Frydryszak w reżyserii Uli Kijak. Rozmowy o przyszłorocznej premierze na Scenę Letnią prowadzę z Michałem Walczakiem, czyli współautorem legendarnego „Pożaru w burdelu” oraz aktualnym dyrektorem Teatru Rampa w Warszawie. I to są takie cztery pozycje, o których myślimy bardzo poważnie. Co chciałaby Pani powiedzieć widzom, którzy być może trochę się boją tego, co teraz nastąpi? Szanowni Państwo, jeżeli byliście wśród dotychczasowej widowni Teatru Miejskiego, to pozwólcie, że poproszę Was, żebyście z nami zostali i dali nam szansę, bo jesteście dla nas bezcenni.Natomiast to, o co muszę i będę walczyć, to poszerzenie tej widowni. Walka o najmłodsze pokolenia widzów, która nie jest nawet celowana w Teatr Miejski w Gdyni. To jest wyzwanie stojące przed każdym teatrem w Polsce. Musimy odmłodzić widownię, walczyć o młodych widzów. Teatr musi być żywym i obecnym w tkance miasta i jego mieszkańców elementem.Na pewno będę chciała poszerzać stylistyki, estetyki, gatunki teatralne, które będziemy tutaj prezentować. Myślę, że będziemy to robić dość odważnie, ale jednocześnie nie rewolucyjnie, tylko raczej ewolucyjnie. Twórcy, których zaproszę do współpracy to świetni, uznani i szanowani artyści z ogromnymi sukcesami w całej Polsce. Myślę, że te nazwiska będą gwarantowały wysoką jakość artystyczną i jednocześnie poszerzą nam pole walki teatralnej oraz artystycznej. Dziękuję za rozmowę. Opublikowano: 11.09.2025 15:14 Autor: Magdalena Śliżewska (magdalena.slizewska@gdynia.pl) Zmodyfikowano: 11.09.2025 16:18 Zmodyfikował: Aleksandra Dylejko