1336 (1036) 2018-09-21 - 2018-09-27

Gdyńskie obchody Dnia Sybiraka

Obchody Dnia Sybiraka w Gdyni odbyły się w niedziele, 16 września // fot. Dawid Linkowski

Obchody Dnia Sybiraka w Gdyni odbyły się w niedziele, 16 września // fot. Dawid Linkowski

Na Syberii ludzie umierali z głodu, zimna i wycieńczenia – opowiada Aleksander Ryziński, który w 1940 roku został wywieziony z Polski, wraz z bratem, matką i babcią, w głąb ZSRR. Dla niego takie dni, jak ten, są szczególnie ważne. Pod pomnikiem „W hołdzie zesłańcom Sybiru” w Gdyni odbyły się uroczyste obchody 79. rocznicy agresji sowieckiej na Polskę i Dnia Sybiraka. Wzięli w nich udział m.in.: parlamentarzyści, władze Gdyni, przedstawiciele Marynarki Wojennej, Związku Sybiraków i Stowarzyszenia Rodzina Katyńska oraz mieszkańcy i młodzież.

Naszym głównym celem jest przekazanie młodemu pokoleniu tego, co działo się na zsyłkach do Syberii. Niektórzy dopiero w tym dniu dowiadują się, że były takie wywózki – mówi Aleksander Ryziński, były prezes gdyńskiego Koła Związku Sybiraków.

Pan Aleksander jest jednym z tych, którzy zostali przymusowo wywiezieni w głąb ZSRR. Był wtedy dzieckiem. Miał 11 lat. Na Syberię trafił wraz z babcią, matką i młodszym bratem.

17 września 1939 roku weszli do nas Rosjanie i wtedy zaczęły się aresztowania, morderstwa i zsyłki. Spędzaliśmy wakacje u babci w Sądowej Wiszni. Wywieźli nas stamtąd 13 kwietnia 1940 roku z Sądowej Wiszni. W 1939 roku spędzaliśmy tam wakacje u babci i tam zastała nas wojna. Podróż trwała 14 dni. Jechaliśmy w zamkniętych wagonach. Brakowało wody i jedzenia, bo każdy wziął w pośpiechu z domu to, co miał pod ręką. Na stacjach przez cały czas pilnowali nas strażnicy. Jednak kiedy przejeżdżaliśmy przez Lwów, mieszkającym tam Polakom udało się przekazać nam chleb, odzież czy cukier. Kiedy transport stamtąd ruszył, to wszyscy śpiewaliśmy polski hymn. Zatrzymaliśmy się dopiero jakieś 500 km za Uralem w miejscowości Kustunaj. I tam rozładowywano wagony. Przyjechały po nas odkryte ciężarówki i zabierali nas do poszczególnych wsi. Trafiliśmy do, mieszczącej się 270 kilometrów dalej, miejscowości Annułka – opowiada Aleksander Ryziński.



Rodzina początkowo zamieszkała u miejscowych mieszkańców. Warunki były prymitywne – na niewielkiej przestrzeni musiało się znaleźć miejsce dla wielu ludzi. Wraz z nimi, tym transportem, przyjechali też inni Polacy. Wszyscy musieli pracować w kołchozach – tak nazywały się duże gospodarstwa rolne w ZSRR.

Tamtejsi mieszkańcy zaczęli brać nas na kwatery. To były ziemianki. Musieliśmy za to płacić odzieżą. Kobiety dawały im suknie czy halki. Tego Rosjanie stamtąd nie znali. Początkowo życie tam było względnie dobre. Mieliśmy rzeczy na wymianę, więc gospodarze dawali nam chleb czy mleko. Mama nie była jednak przystosowana do takiego życia, jakie nam tam zgotowano. Nie mogła pracować. Dlatego razem z bratem, który był młodszy o dwa lata, sami dbaliśmy o jedzenie i pracę. Pierwszy rok był względnie dobry. Bardzo się pogorszyło, kiedy w 1941 roku wybuchła wojna rosyjsko-niemiecka. Zapanował głód, ludzie zaczęli umierać. Na nasz kołchoz przypadało 2 tysiące hektarów ziemi, które musieliśmy uprawiać, ale całe zboże szło na front. A my musieliśmy się jakoś utrzymać. Bywało różnie, więc czasami podkradałem zboże, kiedy je sialiśmy. Chowałem do kieszeni i w nocy biegłem 10 km, żeby zanieść je mamie i bratu. Z tego robiliśmy jakąś kaszkę czy coś innego. Życie stało się okrutne, zimy były straszne. A my chodziliśmy obdarci, bo wyrośliśmy z ubrań, a nic nie można było kupić. Potem, kiedy nie mieliśmy już nic, razem z bratem wyremontowaliśmy starą opuszczoną ziemiankę, bo nie było nas stać na płacenie komornego Rosjanom. Tam zamieszkaliśmy. Głównym pożywieniem były obierki z kartofli. Czatowaliśmy, kiedy Rosjanie je gotowali. Mówi się, że tam na Syberii nie było Boga i ludzi – mówi Ryziński.

W 1942 roku zmarła babcia pana Aleksandra. Dwa lata później umarła także jego mama. Zostali wtedy sami z bratem. Po sześciu latach spędzonych na Syberii udało im się wrócić do Polski. Wtedy pan Aleksander zgłosił się do pracy w Marynarce Wojennej i trafił do Gdyni.

Powrót to było marzenie. Całowaliśmy polską ziemię. Przez cały czas mieliśmy w sobie tęsknotę za krajem. Powrót do ojczyzny to było też życzenie mamy. Umierając prosiła nas, żebyśmy wrócili do kraju i czekali na ojca, który był kapitanem w polskim wojsku. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że nasz tata zginął w Katyniu – kończy opowieść pan Aleksander.

W sumie w głąb ZSRR wywieziono ponad 1 300 000 osób.

Żeby ocalić takie historie od zapomnienia i upamiętnić ludzi, którzy zostali wywiezieni do ZSRR, na całym świecie organizowane są obchody Dnia Sybiraka. Co roku odbywają się także w Gdyni. Tegoroczne obchody 79. rocznicy agresji sowieckiej na Polskę i Dnia Sybiraka odbyły się w niedzielę, 16 września. Uroczystości rozpoczęły się w kościele pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski od mszy świętej w intencji ojczyzny, Sybiraków i Rodziny Katyńskiej. Stamtąd uczestnicy przeszli pod pomnik „W hołdzie zesłańcom Sybiru”.

Ten pomnik jest znakiem naszej gehenny. Jest on symbolicznym epitafium poświęconym głównie tym, którzy zostali na nieludzkiej ziemi. Spotykamy się tutaj nie po to, żeby świętować, ale po to, aby utrwalać pamięć o tragedii narodu polskiego i o ofiarach agresji sowieckiej – mówił podczas uroczystości Waldemar Świto, prezes gdyńskiego Koła Związku Sybiraków.

fot. Dawid Linkowski

W uroczystościach wzięli udział m.in.: parlamentarzyści, przedstawiciele Marynarki Wojennej, Sybiracy i członkowie Związku Sybiraków oraz Stowarzyszenia Rodzina Katyńska, a także mieszkańcy i młodzież. Z ramienia władz miasta w obchodach uczestniczyli: Joanna Zielińska – przewodnicząca gdyńskiej Rady Miasta oraz Andrzej Bień – wiceprzewodniczący Rady Miasta i radna Elżbieta Sierżęga.

Powracający z Golgoty Wschodu ludzie zatracili swoją młodość, nie wiedzieli co to radość i szczęście. Nie dane im było najeść się do syta, nie mieli własnych domów i rodzin. Byli osieroceni, jednak wracali do wolnej, niepodległej Polski. Pamięć o przeszłości jest mądrością narodu. Dzięki niej możliwe jest pielęgnowanie tradycji. Przez ostatnie stulecia słowo Syberia miało dla Polaków szczególny wydźwięk. W narodowej świadomości kojarzyła się ona zawsze z poniewierką, cierpieniem, tragedią czy nieludzką ziemią. Naród, który ma swoją historię jest narodem wielkim. My, jako obywatele będziemy zawsze ją pielęgnować. To właśnie Sybiracy są obrazem tej historii. W Światowym Dniu Sybiraka dziękujemy Wam za wasz trud i cierpienie. Składamy Wam hołd, uznanie oraz szacunek za to, co robiliście. Dołożymy starań, aby dramatyczne wydarzenia tego okresu przetrwały w pamięci i świadomości wszystkich Polaków – mówiła podczas uroczystości Joanna Zielińska, przewodnicząca Rady Miasta Gdyni.

fot. Dawid Linkowski

Podczas uroczystości uhonorowano też tych, którzy krzewili pamięć o tamtych wydarzeniach i ludziach oraz szczególnie przysłużyli się dla Związku Sybiraków. Jednym z wyróżnionych został pan Aleksander Ryziński. Nadano mu godność honorowego prezesa Związku Sybiraków za długoletnią pracę i sprawne kierowanie działalnością Koła Związku Sybiraków w Gdyni.

Na koniec uczestnicy uroczystości złożyli wieńce i wiązanki kwiatów oraz zapalili znicze pod pomnikiem.

Galeria zdjęć

ikona Pobierz galerię
  • ikonaOpublikowano: 20.09.2018 12:41
  • ikona

    Autor: Magdalena Czernek (m.czernek@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 20.09.2018 12:41
  • ikonaZmodyfikował: Agnieszka Wołowicz-Bińkowska
ikona