Aktualności

Mamy pierwsze wyniki badań o relacjach w szkole

Na zdjęciu grupa dzieci w wieku szkolnym, które stoją na korytarzu w szkole. Dzieci są uśmiechnięte, kolorowo ubrane. Źródło: Freepik.com

W Gdyni trwają badania dotyczące jakości relacji w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. (Fot: www.freepik.com)

Od blisko trzech miesięcy w gdyńskich szkołach realizowane jest unikatowe w skali kraju badanie dotyczące jakości relacji szkolnych, czyli budowania więzi między uczniami, nauczycielami i rodzicami. To temat ważny szczególnie teraz - w dobie pandemii, gdy wielu mieszkańców boryka się z poczuciem niepokoju i niepewności. Efekty badania pokażą, jak naprawdę wyglądają relacje w społeczności szkolnej i będą punktem wyjścia do projektowania dalszych działań w tym zakresie. Badanie zlecił i w całości koordynuje Wydział Edukacji Urzędu Miasta Gdyni, a realizuje je fundacja „Dbam o mój Z@sieg”. Do tej pory wzięło w nim udział blisko 4700 uczniów, trwa jeszcze ankietowanie wśród rodziców i nauczycieli. O wstępne wyniki zapytaliśmy Macieja Dębskiego, prezesa fundacji.


Wydział Edukacji (WE): Aktualnie w Gdyni trwa projekt naukowo-badawczy, finansowany ze środków miasta, pt. Ocena jakości relacji panujących wśród uczniów, rodziców, nauczycieli i dyrektorów w szkołach prowadzonych przez Gminę Miasta Gdynia. Czy już możemy coś powiedzieć o wynikach, które udało się zebrać? W jakim momencie badań jesteśmy?

Maciej Dębski (MD):
Powoli kończymy ilościowe badania prowadzone wśród uczniów. Do teraz dotarliśmy do wypowiedzi blisko 4700 uczniów, docelowo planujemy zebrać opinię 6 tysięcy uczniów. Rozpoczęły się już badania ilościowe wśród rodziców i nauczycieli, ale żadne wyniki nie są jeszcze dostępne. Od marca tego roku – po zakończonych badaniach ilościowych – rozpoczynamy szereg badań jakościowych, wywiadów indywidualnych i grupowych, które z jednej strony będą doskonałą okazję, aby zmierzyć się z zebranymi wynikami, z drugiej strony pozwolą na dokonanie rzetelnej analizy potrzeb w zakresie poprawy jakości relacji w szkole. A zatem będziemy rozmawiać o wstępnych wynikach badań prowadzonych wśród nastolatków uczących się w gdyńskich szkołach publicznych.

WE: A zatem czy gdyńscy uczniowie lubią chodzić do swoich szkół i czy dobrze się w nich czują?

M.D.:
Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest taka łatwa. Gdyby zadać uczniom pytanie wprost: 
Czy lubisz chodzić do swojej szkoły? - 80% uczniów odpowie, że tak. W przypadku innego prostego pytania: Jak często czujesz się źle lub nieswojo w swojej szkole? - prawie 60% uczniów przyzna, że tego rodzaju poczucie towarzyszy mu/jej rzadko, bardzo rzadko lub w ogóle. Czyli na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że nie jest źle. Ale odpowiedź na pytanie postawione przez Panią komplikuje się, kiedy zaczynamy nieco drążyć zebrane dane. A one ukazują całe bogactwo postaw, zachowań, ale i korelatów wpływających na samopoczucie związane z chodzeniem do szkoły.

Wykres 1. Jak często czujesz się źle lub nieswojo w Twojej szkole?


WE: Z tego, co Pan mówi, wychodzi na to, że 20% gdyńskich uczniów jednak nie lubi chodzić do szkoły. Jakie są najczęstsze powody takiego stanu rzeczy?

M.D.: Myślę, że takie, jak w innych miastach, wszak odpowiedzi uczniów w Gdyni w mojej opinii nie odbiegają od ocen wystawianych w innych rejonach Polski. Subiektywne opinie gdyńskich uczniów wskazują, że szkoły, do których chodzi młodzież, są przepełnione, przeładowane, często nieestetyczne, wymagające remontów, można by powiedzieć, że są nieprzyjazne do życia i nauki. Gdyńska młodzież w wielu aspektach wskazuje na samotność, na brak fajnych relacji z koleżankami, na dużą dawkę stresu, przeładowaną podstawę programową nieprzystosowaną do współczesnych wyzwań (np. wyzwań rynku pracy), jak również na brak wystarczającej liczby nauczycieli, którzy są pasjonatami, naukowymi „wariatami”, którzy potrafią „pociągnąć za sobą”. Oczywiście dochodzą problemy związane ze wczesnym wstawaniem, niewyspaniem, przemęczeniem, nadmiernym hałasem, stresującym systemem oceniania i złą atmosferą między ludźmi. Innymi słowy można powiedzieć, że co piąty uczeń uczący się w gdyńskiej szkole podstawowej lub ponadpodstawowej uważa, że chodzenie do szkoły jest bez sensu, jest nudne, stresujące i męczące.

WE: Te 20% uczniów to dużo czy mało?

M.D.: Z badawczego punktu widzenia nie wiem. Z punktu widzenia edukatora społecznego, a może bardziej nawet rodzica, powiem, że każdy odsetek uczniów nielubiących swojej szkoły jest zbyt duży. Pamiętajmy, że badania gdyńskie prowadzone są w takim, a nie innym czasie. Chodzi mi o pandemię koronawirusa, która w sposób zdecydowany negatywnie wpływa na wiele młodych osób. Z prowadzonych w Gdyni badań jasno wynika, że - w porównaniu do czasu sprzed pandemii - dobrostan psychiczny i fizyczny badanych uczniów się obniżył. Aż 55,1% uczniów czuje się aktualnie dużo gorzej lub trochę gorzej psychicznie w porównaniu do czasu sprzed pandemii koronawirusa, w przypadku oceny samopoczucia fizycznego odsetek ten wyniósł 46%. Co trzeci uczeń przyznał również, że w trakcie pandemii pogorszyły się jego relacje z kolegami. Warto odnotować, że w 70% przypadkach pandemia nie miała wpływu na relacje uczniów z nauczycielami, a w przypadku relacji z bliskimi - prawie 30% uczniów przyznało, że ich relacje z rodzicami w trakcie pandemii się polepszyły. Zastanawiając się nad poprawą dobrostanu psychicznego i fizycznego młodych osób, należy postawić sobie bardzo ważne pytanie: jaka powinna być edukacja prowadzona właśnie w czasie trwającej pandemii koronawirusa? Szukanie nowych metod nauczania, dawanie młodzieży więcej projektów do wspólnego wykonywania niż tylko ofertę lekcji online, opracowywanie projektów niewymagających ciągłego ślęczenia przed komputerem, rozpoczynanie lekcji bądź ich kończenie elementami relaksacyjnymi, blokowanie przedmiotów - te i pewnie inne pomysły można byłoby wdrożyć, aby zajęcia prowadzone podczas zdalnego nauczania były bardziej kreatywne, intrygujące, zachowujące odpowiedni poziom higieny cyfrowej. No ale to na zupełnie inną opowieść.

Wykres 2. Subiketywna ocena aktualnego samopoczucia psychicznego i fizycznego w porównaniu do okresu sprzed pandemii wirusa SARS-CoV-2


Wykres 3. Subiketywna ocena stanu relacji z kolegami, nauczycielami i rodzicami w porównaniu do okresu sprzed pandemii wirusa SARS-CoV-2

WE: A z jakich powodów 80% gdyńskich uczniów przyznało, że lubi chodzić do szkoły?
 
M.D.: Tutaj chyba też nie będzie wielkiego zaskoczenia. Bardzo fajna atmosfera, kontakt z kolegami, mili nauczyciele, przyjaźnie, później pierwsze miłości, bliska odległość od domu, możliwość uczenia się w sprawdzonych warunkach. Dużo odpowiedzi otwartych na to pytanie sugeruje, że część młodzieży uwielbia chodzić do szkoły dla konkretnych nauczycieli, uczących konkretnych przedmiotów. W sumie, jak tak przeglądam listę odpowiedzi, dochodzę do wniosku, że większość gdyńskich uczniów uwielbia chodzić do szkoły, bo w niej zaspokaja swoją naturalną potrzebę do bycia we wspólnocie. I to bardzo pocieszające z jednej strony, z drugiej zaś niepokoi mnie przedłużająca się pandemia koronawirusa, bo do niewątpliwych problemów z przyswajaniem wiedzy podawanej na odległość dochodzi w wielu przypadkach brak relacji osobistych między uczniami czy nauczycielami.
 
WE: Czy możemy coś więcej powiedzieć o tych uczniach, którzy nie lubią swoich szkół?
 
M.D.: Tak. Jak się okazuje w tej grupie znajdują się ci uczniowie, których dobrostan psychiczny kształtuje się na bardzo niskim poziomie. I to pierwszy ważny wynik badań, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Jeśli chcemy „mieć’ uczniów zadowolonych z edukacji czy ze szkoły jako takiej, powinniśmy w pierwszej kolejności podnieść w nich poczucie akceptacji samych siebie, obniżyć poziom samotności życiowej, nauczyć ich radzić sobie z negatywnymi emocjami, pomóc im rozwiązywać nie tylko edukacyjne, ale również ich życiowe problemy. Uczniowie, którzy nie lubią chodzić do szkoły, przebywać w niej, angażować się w jej życie, to często osoby, które w trakcie realizacji badań przyznały, że czują się źle, bardzo źle lub okropnie (15%), to uczniowie, którzy czują się niezbyt szczęśliwi lub nieszczęśliwi (23%). Z przeprowadzonych w Gdyni badań wynika również, że ok. 25% wszystkich przebadanych uczniów zadeklarowało, że często lub cały czas czują się przygnębieni, samotni, smutni. A zatem można powiedzieć, że nie tylko 20% uczniów nie lubi swoich szkół, ale również doświadcza wyraźnych symptomów obniżonego nastroju. Nie chcę jasno deklarować, że to osoby cierpiące na depresję, ale na pewno to osoby, które po prostu są smutne. Smutek życiowy, jaki przejawia część gdyńskich uczniów (czy w ogóle uczniów w Polsce), w sposób negatywny wpływa nie tylko na kwestie stricte psychiczne, ale również na proces przyswajania wiedzy czy wchodzenia w dorosłość. Ta sytuacja również może się nasilać przez doświadczanie pandemii i konsekwencji wielomiesięcznego zawężenia naszego życia do obszaru naszego domu, ilościowej i jakościowej redukcji bezpośrednich kontaktów z innymi osobami.

Wykres 4. Jak często w ciągu ostatniego tygodnia ...


WE: Kto jest odpowiedzialny za podniesienie poziomu psychicznego młodego pokolenia?
 
M.D.: My wszyscy, w szczególności rodzice. Ale jak zapewne się Pani domyśla, budowanie dobrych relacji wpływających pozytywnie na dobrostan dzieci i młodzieży to nie tylko powinność rodziców, ale – jeśli już rozmawiamy o szkole – to powinność państwa, instytucji rządowych, organu prowadzącego czy wreszcie samych dyrektorów i nauczycieli. I tutaj mamy dobre wieści, albowiem jedynie 15% badanych w Gdyni uczniów jasno zadeklarowało, że w ich szkole nie ma ani jednego nauczyciela, do którego mogliby zwrócić się w przypadku doświadczania jakiegoś problemu osobistego. 27% uczniów przyznało, że jest w szkole jeden taki nauczyciel, 24% stwierdziło, że takich nauczycieli jest dwóch lub trzech, lub nawet więcej niż trzech (12%). A zatem dochodzimy tutaj do kolejnego bardzo ważnego postulatu: współczesny nauczyciel to z punktu widzenia młodzieży nie tylko osoba, która przekazuje młodemu pokoleniu określoną w podstawie programowej partię wiedzy, ale również towarzysz, powiernik, spowiednik, do którego można zwrócić się z problemem osobistym. A może chodzi o to, aby po prostu mieć czas na rozmowę z uczniami o zwykłej prozie życia? Z różnych względów, zwłaszcza podczas nauki online, nauczyciele nie przyjmują takowej roli, dlatego prawie trzy czwarte uczniów przyznało, że nigdy nie „zaprzątało głowy” swoim nauczycielom osobistymi bolączkami (71%). No ale pozostaje ta grupa 30% młodych uczniów, którzy raz bądź wiele razy zwracali się do swoich nauczycieli o pomoc w sprawach osobistych. W tych wszystkich sytuacjach zdecydowana większość uczniów stwierdziła, że ich nauczyciele pomogli im uporać się z osobistym problemem pozaszkolnym, ale 15% z nich przyznało, że nauczyciele, do których zwracali się o prywatne wsparcie, tego wsparcia im odmówiło. Oczywiście jest to perspektywa uczniów, sam jestem ciekawy co w tej kwestii będą mieli do powiedzenia sami nauczyciele.
 
WE: Czy jest jeszcze coś, co wpływa na to, że gdyńscy uczniowie czują się dobrze lub źle w swojej szkole?
 
M.D.: Oczywiście. Ważną determinantą określająca jakość relacji w szkole i samopoczucie jest to, czy uczniowie lubią swoich nauczycieli. Jak się okazuje, 17,1% uczniów przyznało, że w ich szkole nie ma ani jednego nauczyciela, który jest wyraźnie nielubiany. Albo inaczej: 82,9% badanych uczniów przyznało, że w ich szkole jest przynajmniej jeden wyraźnie nielubiany nauczyciel (42,7% młodzieży przyznała, że jest dwóch - trzech takich nauczycieli, a 12,1%, że jest więcej niż trzech takich nauczycieli). Zgromadzone przez nas dane ponownie wskazują na pilną potrzebę oparcia edukacji na relacjach osobistych z nauczycielami. W takim rozumieniu podstawa programowa, system oceniania, efekty kształcenia powinny zejść na drugi plan. Tym bardziej w okresie zdalnej edukacji, który jak się okazało, nie jest dla wielu uczniów czasem umacniania więzi koleżeńskich i szkolnych. Wiem, że być może wielu z nas jest już zmęczona słuchaniem, że edukacja to relacja, ale jeśli miałbym być szczery, to pewnie to będzie jeden z ważniejszych wniosków płynących z całego procesu badawczego, który zakończymy za kilka miesięcy.
 
WE: Za co uczniowie nie lubią swoich nauczycieli?
 
M.D. Za co nie lubią? Za wiele rzeczy. Pewnie za te same, za które ja nie lubiłem swoich nauczycieli trzydzieści lat temu. Analizując odpowiedzi dotyczące powodów nielubienia na czoło wysuwa się odpowiedź wskazująca, że: wyraźnie nie lubię swojego nauczyciela, gdyż ten nie potrafi w sposób ciekawy przekazać wiedzy o nauczanym przedmiocie (53% wskazań z uczniów, którzy przyznali, że jest w ich szkole przynajmniej jeden nauczyciel, którego wyraźnie nie lubią). Gdyńscy uczniowie nie lubią swoich nauczycieli, jeśli prowadzą zajęcia w sposób nudny, są niemili, krzyczą bądź nie pomagają, kiedy uczeń takiej pomocy się dopomina. Myślę, że w takiej sytuacji trudno o budowanie pozytywnej atmosfery, tak bardzo sprzyjającej zdobywaniu wiedzy. Część uczniów - która wskazała, iż wyraźnie nie lubi w swojej szkole przynajmniej jednego nauczyciela – przyznała, że powodem tego jest poczucie niesprawiedliwości w traktowaniu uczniów, brak przyzwolenia na wyjście w czasie lekcji do toalety (!) czy wyśmiewnie uczniów. Nie zdawałem sobie sprawy ze skali problemu, ale prawie 800 uczniów (23%) przyznała, że boi się uczestniczyć w zajęciach niektórych nauczycieli. Oczywiście są i tacy uczniowie, którzy powodów nielubienia swoich nauczycieli upatrują w nadmiernych wymaganiach przez nich stawianych czy w zbyt częstym sprawdzaniu wiedzy (częste kartkówki, sprawdziany, odpytywania). I tutaj pojawia się kolejna prozaiczna, ale i bardzo ważna sugestia - im więcej w szkole będzie nauczycieli, których uczniowie wyraźnie nie lubią, tym trudniej będzie budować edukację opartą o realne więzi i relację. Brzmi jak banał, a jednak wciąż w wielu polskich szkołach środowisko nauczycieli i uczniów jest bardzo oddalone od siebie. Jeśli myślimy o szczęśliwym uczniu, powinniśmy dążyć do tworzenia w szkole (i pewnie poza nią) takich warunków, które w sposób naturalny sprzyjałyby budowaniu harmonii świata ucznia i nauczyciela. Dziś, jak nigdy wcześniej, potrzebny jest jeden wspólny świat oparty na zrozumieniu, tolerancji, akceptacji, wyrozumiałości i wspólnej relacji uczeń – nauczyciel.

WE: A czy w gdyńskich szkołach, w opinii uczniów, są nauczyciele wyjątkowo lubiani?
 
M.D.: No pewnie, że są. I to spora ilość. Jedynie 5% odpowiedzi uczniów wskazuje na to, że w szkole, do której uczęszczają, nie ma ani jednego nauczyciela, który jest lubiany. 23% uczniów wskazało, że w ich szkole jest trzech bądź więcej takich nauczycieli, prawie połowa (43%) przyznała, że takich nauczycieli w ich szkole jest dwóch lub trzech. Ale warto również dodać, że w opinii co trzeciego gdyńskiego nastolatka uczącego się w szkole podstawowej lub ponadpodstawowej nie ma w ich szkole ani jednego nauczyciela, który jest autorytetem i przykładem godnym do naśladowania.

Wykres 5. Subiketywny stosunek badanych uczniów do nauczycieli


WE: Czy gdyńskie szkoły spełniają oczekiwania swoich uczniów?
 
M.D.: To bardzo dobre pytanie, na które również w naszych badaniach staraliśmy się poszukać rzetelnej odpowiedzi. W jaki sposób? W dość ciekawy. Wyobraźmy sobie (choć dzisiaj dla wielu z nas może to być to kłopotliwe), że planujemy podróż wakacyjną i poszukujemy dobrego hotelu. Mamy zatem wobec niego (tego hotelu) konkretne oczekiwania, na przykład, aby był blisko plaży, był bezpieczny, posiadał zaplecze dla małych dzieci i oferował świetne jedzenie. Jedziemy w końcu na wymarzone wakacje, a po ich upływie recepcja prosi nas, abyśmy jeszcze przed powrotem do domu wypełnili krótką ankietę, której celem jest ocena hotelu. Czy rzeczywiście był blisko plaży? Czy rzeczywiście był bezpieczny i czy rzeczywiście posiadał zaplecze dla małych dzieci? I czy w istocie serwowane posiłki spełniły nasze oczekiwania? Metodę badania stosowaną w analizie usług hotelowych zastosowaliśmy po raz pierwszy w Gdyni właśnie w badaniu, o którego wstępnych wynikach dzisiaj rozmawiamy. Uzyskane wnioski wstępne, pochodzące z analizy luk jakości (różnica między oceną ucznia i jego oczekiwaniem), są bardzo ciekawe i intrygujące. Z przeprowadzonych w Gdyni badań wynika, że wszystkie kwestie dotyczące relacji panującej w szkole charakteryzują się niskimi lub średnimi lukami jakości (nie przekraczającymi 0,3 punktu). Oznacza to, że ocena relacji z kolegami, koleżankami, nauczycielami, dyrektorem jest bardzo zbieżna z ich ważnością. To bardzo optymistyczny wynik, choć pewnie o tych relacjach wspomnę nieco później. Największe rozbieżności między oczekiwaniem dobrej relacji a ich oceną dotyczą przede wszystkim relacji z kolegami i z dyrektorem szkoły. Więcej w tym aspekcie nie jestem w stanie powiedzieć na tym etapie. Ale wiem, że o wiele gorzej wypadły różnice między oczekiwaniami a oceną uczniów w takich aspektach, jak wyposażenie szkoły oraz poczucie autonomii. Jak się okazuje, gdyńskiej młodzieży bardzo brakuje, aby szkoła była dobrze wyposażona w pomoce naukowe i dydaktyczne, miała ciekawą i kreatywną przestrzeń do spędzania czasu między lekcjami, spędzania czasu wolnego wewnątrz i na zewnątrz budynku. Wyraźnie widać, że gdyńska młodzież to młodzież o niespełnionych oczekiwaniach w obszarze autonomii i konkretnej fizycznej przestrzeni do realizacji w szkole swoich aktywności. Badani uczniowie jasno deklarują, iż potrzebują, aby nauczyciele uważnie słuchali tego, co mają do powiedzenia i aby pozwalali im wyrażać zdanie na różne tematy, aby światopogląd i wyznawane przez młodzież wartości były szanowane. Gdyńska młodzież oczekuje od swoich nauczycieli, aby ci wspierali uczniów w rozwijaniu pasji, hobby, zainteresowań. Swobodne wypowiedzi uczniów znajdują potwierdzenie w zgromadzonych przez nas danych ilościowych. Na pytanie? Jak często Twoje zdanie jest brane pod uwagę w szkole? - 42,8% uczniów odpowiada, że rzadko, a 10,5% udziela odpowiedzi „nigdy”. Gdyńscy uczniowie w większości przypadków nie mają wpływu na to, jak wygląda ich szkoła, klasa, podwórko szkolne, jakie zasady panują w szkole, nie mówiąc o menu na stołówce. Myśląc o podniesieniu poczucia szczęścia i zadowolenia gdyńskich uczniów, trzeba w większym stopniu oddać szkołę w ich ręce. Koniec i kropka.
 
WE: A co z nauką zdalną i jej oceną? Mówił Pan wcześniej, że okres pandemii koronawirusa nie sprzyja budowaniu relacji w szkole.
 
M.D.: I cały czas podtrzymuję to, co wcześniej powiedziałem. Niestety edukacja w Polsce przeżywa dzisiaj głęboki kryzys. I wcale nie tylko o reformę systemu oświaty mi tutaj chodzi, choć jej skutki mocno wpływają zarówno na uczniów, nauczycieli, jak i rodziców. Będąc szczerym, mam osobiste poczucie, że od kilkudziesięciu lat coś w edukacji reformujemy, ale często te reformy prowadzą donikąd. Być może dlatego, że w ich centrum nie jest dobro uczniów, ale wszystko inne co politycznie poprawne czy gospodarczo opłacalne. No właśnie, wracając do pandemii. Już wcześniej powiedziałem, że mamy w Gdyni dowody na to, że okres zdalnej edukacji to czas wyraźnego tąpnięcia dobrostanu psychicznego i fizycznego uczniów. Z innych prowadzonych przeze mnie badań wynika, że takowe obniżenie nastroju dotyczy nie tylko uczniów, ale przede wszystkim dotyka nauczycieli, a nawet rodziców (https://zdalnenauczanie.org). Okazuje się, że „pandemiczny” deficyt relacji i osobistych spotkań, jak również w wielu przypadkach nieumiejętność uczenia się w domu, powoduje, że ponad połowa gdyńskich uczniów (52%) dość stanowczo przyznaje, że woli nauczanie stacjonarne. Dodatkowo ponad dwie trzecie uczniów (67%) przyznało, że ich nauka jest bardziej efektywna w szkole niż w domu. Warto w tym miejscu podkreślić, że sytuacja pandemii postawiła uczniów i nauczycieli (ale również i samych rodziców) w zupełnie nowej sytuacji. Głównym wyzwaniem zdalnego nauczania stało się to, jak sprawić, żeby system edukowania się nie zatrzymał, jak przekazywanie wiedzy i organizowanie sprawdzianów przenieść do sieci. Tymczasem umiejętność podtrzymania relacji osobistych, jak również sama metodyka uczenia, spadły na plan dalszy. Pamiętajmy jeszcze o jednej bardzo ważnej kwestii, o której często zdajemy się zapominać - dom to nie szkoła! Nie można zmuszać uczniów i nauczycieli do tego, aby przekładali w skali 1:1 zajęcia realizowane w klasie, do tych realizowanych w pokoju uczniów. Tak się nie da. To znaczy da się, ale ze szkodą dla wszystkich stron. Wykorzystajmy sytuację zdalnej edukacji, sytuację, w której po raz pierwszy uczniowie zapraszają nauczycieli do swoich domów. Goście odwiedzający nas w domach ciepło witają się z nami, ściągają buty, są kulturalni, słuchają, co mamy do powiedzenia. Taka powinna być właśnie lekcja prowadzona w sposób online.
 
WE: Czyli wolą chodzić do szkoły, której często nie lubią, niż uczyć się w sposób zdalny?
 
M.D.: Wychodzi na to, że tak właśnie jest. Oczywiście nie chciałbym generalizować, ale w większości przypadków uczniowie są po prostu przyzwyczajeni do swoich murów szkolnych. Ta szkoła, tak przez niektórych nielubiana, często okazuje się być gwarantem bezpieczeństwa i daje poczucie przynależności. Bo ona się nie zmienia!!! Wiem osobiście, że zmiana jest konieczna, ale z drugiej strony myślę sobie, że w pokoleniu współczesnej młodzieży wciąż dochodzi do gwałtownych zmian. Fundować im kolejną? Myślę, że w ostatecznym rozrachunku naprawdę warto zmieniać gdyńską i polską edukację, ale trzeba mieć na to pomysł. Takim pomysłem jest poniekąd pomysł gdyński: dokonać rzetelnej diagnozy jakości relacji szkolnych, nie bać zmierzyć się z często trudnymi do przełknięcia wnioskami badań, przedyskutować uzyskane wyniki i wspólnie zaplanować (a może wymyśleć na nowo) szkołę marzeń. Niezbędne ku temu jest zielone światło przełożonych, w Gdyni takowe mocno świeci. Dzisiaj szkoła i przebywanie w niej budzi w części badanych gdyńskich uczniów negatywne emocje: 22,5% uczniów więcej niż 10 razy nie chciało chodzić do szkoły z obawy przed klasówką, 7,3% - obawiało się czegoś niepokojącego ze strony nauczyciela, zaś 5% obaw dotyczyło złego kontaktu z rówieśnikami. A i tak wolimy do takiej szkoły uczęszczać, niż uczyć się w sposób zdalny. Dlaczego? Może dlatego, że w wielu przypadkach forma nauczania zdalnego jeszcze bardziej się nie sprawdza. I już nie chodzi mi tutaj o gdyński kazus, ale o edukację zdalną jako taką. Nie będę rozprawiał tu i teraz o wadach i zaletach polskiej edukacji zdalnej, ale powiem tylko, że wciąż oceniamy, punktujemy, gonimy za podstawą programową i dajemy jeszcze mniej tego, co najważniejsze – relacji. I to jest wyzwanie, przed którym stoi gdyńska, ale również polska edukacja - jak budować tę więź i „fajną” emocję na odległość zarówno między uczniem i nauczycielem, ale i między uczniami. Zwłaszcza tymi, którzy nie mieli nawet szans poznać się w kontakcie na żywo. A może by dobrze wszystkim nam zrobiło, abyśmy przyjęli, że stan pandemii spowodowanej rozprzestrzeniającym się koronawirusem jest czasem swoistego rodzaju anomii społecznej? A przecież anomia to jeden wielki chaos. Czy naprawdę w tym chaosie powinniśmy wystawiać oceny niedostateczne uczniom za to, że ci nie włączyli kamerki internetowej? Może głupio to zabrzmi, ale to, czego dzisiaj polska szkoła potrzebuje, to przyjęcia postawy wybaczającej: wybaczającej błędy uczniów, nauczycieli, rodziców, wybaczającej niewystarczająco dobry dostęp do sprzętu komputerowego, przymykającej oko na plan zajęć czy podstawę programową. Ważna jest również zgoda na eksperymentowanie – nie tylko na realizację programu zdalnie, ale szukanie, choćby metodą prób i błędów, nowych sposobów nauczania i budowania relacji w sytuacji zdalnej.
 
WE: Skąd ten strach towarzyszący uczniom, o którym tak często Pan wspomina?
 
M.D.: Dosłownie zewsząd. A sytuacja pandemii dokłada oliwy do ognia. A zatem możemy mówić o obawach o charakterze adolescencyjnym (Co będę robił/a w życiu? Kim będę w przyszłości? Co jest dla mnie ważne? Na jakie studia chciał/a/bym pójść?). Możemy wskazać na obawy młodych generowane przez osoby bardziej znaczące (oczekiwania rodziców) i mniej znaczące (Co pomyślą o mnie inni? Jak inni mnie postrzegają?). No ale też sama szkoła jest wciąż, jak się okazuje, czynnikiem stresującym. I bynajmniej nie chodzi mi tyle o stres edukacyjny, co relacyjny. Tak naprawdę około 15% - 20% gdyńskich uczniów dość stanowczo przyznaje, że nie mają wokół siebie kolegów i koleżanek, którzy im pomagają w razie potrzeby, nie dzielą z nimi swoich radości i smutków, nie rozmawiają z nimi o ważnych dla siebie problemach. Doskonałym generatorem strachu okazują się być również gdyńscy nauczyciele. Co czwarty uczeń przyznał w naszym badaniu, że nauczyciel często krzyczy na innych uczniów, co czwarty badany przyznał również, że nauczyciele często oceniają ich w sposób niesprawiedliwy. Niestety wcale nie rzadko zdarzają się odpowiedzi świadczące o tym, że w opinii uczniów nauczyciel często poniżał lub ośmieszał ucznia (9%), stosował przemoc psychiczną (7%). No i na koniec dołóżmy do tego wszystkiego stres, którego źródłem jest grupa rówieśnicza innych uczniów. Jak się okazało, prawie połowa wszystkich uczniów stwierdziła, że w szkole, do której chodzi, przynajmniej raz była obrażana lub wyśmiewana przez rówieśników, 40% przynajmniej raz doświadczyło z ich strony hejtu, a 60% uczniów czuło się wykluczonych z grona swoich kolegów i koleżanek. Te dane naprawdę powinny skłaniać nas wszystkich do refleksji i gruntownej przemiany myślenia o współczesnej szkole. Młodzi ludzie nie potrzebują szkoły budowanej na strachu, młodzi ludzie nie potrzebują budzenia się w świecie uogólnionych lęków. Bardzo pragną czuć się podmiotem procesu edukacji, dopominają się od swoich rodziców i nauczycieli bycia traktowanym równo, po partnersku.
 
WE: A rodzice? Pytaliście uczniów o ich relacje z rodzicami? Czy one mają wpływ na poziom relacji w szkole?
 
M.D.: Ależ oczywiście, że mają! I to jakie! Dotknęła Pani teraz bardzo ważnej struny, która w sposób niespokojny drga w każdym młodym sercu. No bo przecież relacje z mamą i tatą są – jakby to młodzież powiedziała – „mega” ważne. Staraliśmy się w badaniu skierowanym do gdyńskiej młodzieży delikatnie dotknąć i tego tematu. I znowu na pierwszy rzut oka okazuje się, że relacje między uczniami a ich rodzicami są bardzo dobre. Aż 80% uczniów oceniło relacje ze swoim tatą jako wspaniałe, bardzo dobre lub dobre, wskaźniki te w przypadku relacji z mamami sięgają prawie 90%. Trzy czwarte gdyńskich uczniów przyznało, że bardzo łatwo lub łatwo rozmawia im się ze swoimi mamami, w przypadku rozmów z ojcami - sądzi tak dwie trzecie uczniów. Czyli nie jest źle. Ale ponownie pozostaje odsetek młodzieży, którą można by nazwać zaniedbaną emocjonalnie. Ktoś by powiedział, że przecież zawsze był taki odsetek młodych osób. Zgoda, ale myślę, że w świecie zdominowanym przez nowe technologie, ta samotność, tęsknota za tatą czy mamą zdaje się przybierać na sile. Oczywiście część naszych młodych respondentów (26%) nie mieszka z obojgiem rodziców, ale co dziesiąty uczeń w Gdyni przyznał dodatkowo, że w ciągu ostatniego tygodnia, poprzedzającego udział w badaniu, ani razu nie zjadł wspólnego posiłku ze swoimi rodzicami, a kolejne 15% robiło to bardzo rzadko lub rzadko.
 
WE: A wspólne jedzenie posiłków w domu jest czymś ważnym?
 
M.D.: Jest czymś szalenie istotnym, czymś – powiedziałbym nawet – kluczowym dla poprawnego rozwoju młodego człowieka. Wspólne posiłki to nie tylko doskonała okazja do wymiany doświadczeń dnia codziennego, ale czynność o charakterze wręcz rytualnym, wzbudzającym poczucie bezpieczeństwa. Gdyby wszyscy rodzice zdawali sobie sprawę, że wspólne spożywanie śniadania, obiadów czy kolacji jest bardzo ważnym czynnikiem ładującym dobrostan psychiczny ich dzieci i ich samych, to chyba byśmy od tego stołu nie wstawali. Warto zatem tę wartość celebracji stołu wprowadzać w życie, tym bardziej, że ponad 10% gdyńskich uczniów przyznało, że ich rodzice w ogóle nie interesują się tym, co dzieje się w szkole. Zamykając wątek rodziców, dodam jeszcze, że ponad 20% gdyńskich uczniów przyznało, że kilka razy w roku lub częściej dochodziło do sytuacji, w której oni sami nie chcieli wracać ze szkoły do domu, albowiem panowała w nim nieprzyjazna atmosfera. I ten czynnik wypychający ze szkoły do domu – czynnik push – jest tutaj bardzo kluczowy. Bo w czasach niepewnych okazuje się, że co piąty nastolatek uczący się w gdyńskiej szkole nie ma swojej bezpiecznej ostoi, do której mógłby wracać często po mocno wyczerpującym dniu nauki szkolnej. A zatem chcąc podnosić poziom szczęścia uczniów w szkole, musimy różnymi dostępnymi instrumentami oddziaływać również na środowisko rodzinne. I jest to wyraźna powinność nie tylko państwa jako takiego, ale ważna rola, jaką do spełnienia ma samorząd lokalny.
 
WE: Co zatem można zrobić, aby w gdyńskich szkołach uczniom było lepiej?
 
M.D.: Zadaliśmy takie pytanie, kończąc ankietę. Brzmiało ono dokładnie tak: Co chciałbyś/chciałabyś zmienić się w Twojej szkole, żebyś bardziej ją lubił/a? Wraz z zespołem badawczym jesteśmy na etapie kodowania pytań otwartych, ale już najważniejsze kategorie się pojawiły. I wcale nie są to kategorie typu „marzenia nie do zrealizowania”, i to jest w tych badaniach najcudowniejsze. Nie znam jeszcze częstotliwości występowania, ale myśląc o tym, aby uczniom w szkole było lepiej, aby lepiej się w niej czuli, chętniej w niej przebywali, powinniśmy:
 
  • zadbać o lepsze posiłki i przestrzeń, w której są one spożywane,
  • tworzyć w szkołach przestrzenie przychylne nawiązywaniu relacji (strefy gier planszowych, ciszy, rozmów, możliwości używania telefonu komórkowego, ogrody zielone, strefy relaksu),
  • zadbać o czystość i remonty szkół,
  • prowadzić zajęcia w sposób bardziej kreatywny i ciekawszy,
  • zadawać mniej prac domowych, nauczać metod projektową,
  • położyć nacisk na kształtowanie pozytywnej atmosfery w szkole,
  • zadbać o dobrostan psychiczny uczniów i nauczycieli, jednocześnie redukując problem samotności życiowej,
  • zwiększyć bezpieczeństwo w szkole,
  • pozwalać wychodzić uczniom na przerwę na zewnątrz szkoły,
  • zaufać uczniom i dać im większą autonomię i realny wpływ (nie poczucie wpływu) na życie i funkcjonowanie szkoły.
 
WE: W sumie proste wytyczne prawda?
 
M.D.: W sumie tak, ale jak się okazuję doprowadzenie to takiej zmiany może być piekielnie trudne.

 
* na podstawie wstępnych ilościowych wyników badań prowadzonych wśród 4.674 uczniów gdyńskich szkół podstawowych i ponadpodstawowych realizowanych w ramach projektu Miasta Gdynia Ocena jakości relacji panujących wśród uczniów, rodziców, nauczycieli i dyrektorów w szkołach prowadzonych przez Gminę Miasta Gdynia.

 
dr Maciej Dębski - wykładowca akademicki Instytutu Filozofii, Socjologii i Dziennikarstwa Uniwersytetu Gdańskiego, socjolog problemów społecznych, edukator społeczny, ekspert w realizacji badań naukowych, ekspert Najwyższej Izby Kontroli, Ministerstwa Cyfryzacji, Rzecznika Praw Obywatelskich, fundator i prezes fundacji DBAM O MÓJ Z@SIĘG, autor/współautor publikacji naukowych z zakresu problemów społecznych (bezdomność, przemoc w rodzinie, uzależnienia od substancji psychoaktywnych, uzależnienia behawioralne), autor/współautor dokumentów strategicznych, programów lokalnych w zakresie problemów społecznych, w szczególności uzależnień behawioralnych oraz cybeprzemocy. Wdrożył w Gdyni innowacyjny eksperyment POZ@ SIECIĄ polegający na odcięciu na trzy doby ponad sto młodych osób od wszelkich mediów cyfrowych. Inicjator ogólnopolskich badań naukowych „pt. Młodzi Cyfrowi – Cyfrowi Rodzice”, autor i pomysłodawca zestawu edukacyjnego dla dzieci FONOLANDIA. Prywatnie tata Idy i Antosia uczących się w gdyńskich szkołach.

  • ikonaOpublikowano: 04.02.2021 13:37
  • ikona

    Autor: Małgorzata Chudzińska, Wydział Edukacji (m.chudzinska@gdynia.pl)

  • ikonaZmodyfikowano: 05.02.2021 08:35
  • ikonaZmodyfikował: Agnieszka Janowicz
ikona